środa, 27 kwietnia 2016

Dobrze nakryty stół. Cz. IV. Podawanie kawy i alkoholu



Dobrze nakryty stół. Część IV. Podawanie kawy i alkoholu.

Kawę podajemy przeważnie po obiedzie, do deseru. W nakryciu filiżanka do kawy czy herbaty powinna znaleźć się po prawej stronie talerza, na prawo od kieliszków lub nad nimi. Filiżanki do kawy i herbaty różnią się kształtem. Te do kawy są wyższe i węższe, te herbaciane szersze i niższe. Tak też rozróżniamy dzbanki – kawowy jest smukły, herbaciany pękaty i niski. We współczesnych serwisach przeważnie jest jeden typ dzbanków i filiżanek – używamy ich wtedy wymiennie. Niemniej jednak, jeśli zdarzy nam się kupić jakąś uroczą pojedynczą filiżankę czy dzbanek to warto pamiętać o tym różnicach. 

Dzbanek do herbaty, cukiernica , mlecznik i filiżanka do herbaty z serwisu Sansoucci firmy Rosenthal.

Dzbanek do kawy, cukiernica, mlecznik oraz filiżanki do kawy (większa do kawy z mlekiem, mniejsze do espresso).

Kawę podajemy w filiżankach (nigdy w kubkach!). Zwykłą, która będzie z dodatkiem mleka w większych, a espresso w malutkich. Dobrze jest podać ją w dzbanku i nalewać każdemu z gości przy stole – nalewanie kawy i herbaty było przed wojną obowiązkiem każdej gospodyni, nawet tej, której mogą pomóc służba. Cukier i śmietankę (powinna być lekko podgrzana) podajemy osobno – każdy sam komponuje smak kawy taki, jaki lubi. Herbatę też podajemy w dzbanku. Można umieścić go na podgrzewaczu. Do niej obowiązkowo cytryna - pokrojona w cienkie plasterki i ułożona na małym talerzyku. Możemy w każdy plasterek wbić wykałaczkę, albo podać mały widelczyk do ich nabierania. 


Przedwojenna broszurka „O przyjęciach i stole jadalnym” podaje takie rady dotyczące podawania kawy: Czarną kawę podaje się zwykle w pół godziny po wstaniu od stołu. Musi być obowiązkowo utrzymana w temperaturze wrzącej, to też nie należy jej nigdy rozlewać w filiżaneczki wcześniej jak w chwili podania.
I tu wyjaśnienie: dziś w zwyczaju mamy podawanie kawy przy stole, przy którym jedliśmy obiad, ale jeszcze długo po wojnie, w zachowujących tradycje stołu domach, na kawę zapraszano do salonu, czy też siadano wygodniej, w fotelach przy mniejszym stoliku. Tu obowiązywała inna dekoracja stołu – serweta mogła być mniej formalna, kolorowa, często bogato haftowana. Można by więc, dawnym obyczajem, spróbować po obiedzie zaprosić naszych gości by przesiedli się gdzieś, gdzie będzie im wygodnej. Na pewno przysłuży się to swobodniejszej rozmowie i atmosferze. Poza tym stół po obiedzie czy kolacji wygląda często jak „krajobraz po bitwie”, wiec „zmiana dekoracji” jest jak najbardziej wskazana. Do kawy pasuje coś słodkiego. O ile nie jedliśmy deseru przy stole, możemy go podać teraz – tu możemy użyć jakichś bardziej wymyślnych lub ozdobnych talerzyków deserowych.

Sielską atmosferę poobiedniej kawy ładnie ilustruje fragment „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej:
Nagle odezwał się za nią ostry dyszkant domowego lokaja, Franka:
Kawę przyniosłem!
[Marta Korczyńska] Jak sprężyną podniesiona z krzesła wstała i dwoma szerokimi krokami przystąpiła do bocznego stołu, na którym tylko co postawiono wielki imbryk ze zgotowaną kawą.
Chwyciła imbryk i nalewać poczęła kawę do starych porcelanowych filiżanek.
— Franek! — zagrzmiał na całą salę głos jej basowy i trochę ochrypły — po jakiemu to filiżanki wytarte! Pył na spodzie! Podaj mi tu czystą serwetę, niedołęgo, słyszysz?
[…]
Kawa czarna i towarzyszące jej napoje już przez lokajów rozniesione zostały, ale tacę z likierami Kirło pochwycił z rąk służącego i na bocznym stole w salonie ją postawił. Kościste policzki jego rumieniły się trochę, oczy błyszczały, najjowialniejszy w świecie uśmiech otwierał wąskie usta. Był w tej chwili upostaciowaniem doskonałego zadowolenia ze zjedzonego obiadu, wypitego wina i najbardziej może z panującego dokoła towarzyskiego gwaru. W dwóch palcach jednej ręki trzymając zgaszone przez wzgląd na panie cygaro, drugą trzymał flakony napełnione płynami różnych barw i wabił nimi ku sobie wszystkich, którzy się znajdowali w pobliżu. W pobliżu tacy z likierem znalazł się naprzód ów otyły i na wesołego gastronoma wyglądający obywatel; podążyło ku niej potem z ganku paru innych sąsiadów, stanął też przy niej z opróżnionym kieliszkiem w ręku stary Orzelski.
— A co pan piłeś? maraskino? różany? kawowy? — zagadał Kirło. — Może innego teraz? którego? służę!
— Kawowego kropeleczkę, jeżeli łaska!
— Dobrze, a który to?
— Drugi! — z dobrodusznym uśmiechem i rozkosznie ustami cmokając odparł ojciec Justyny.
— Bóg trójcę lubi! — zawołał częstujący i przed starym, którego okrągła twarz rumieniła się coraz bardziej, postawił jeszcze jeden napełniony kieliszek.
Wszyscy blisko stojący zaśmieli się wiedząc, że żartowniś zmierza do zupełnego upojenia starego, ale on wymawiał się i jeden kieliszek do ust niosąc, drugi na środek stołu odsuwał.

Do kawy pasuje podać koniak (w koniakówkach) lub jakiś inny mocniejszy alkohol, np. likier, słodką wódkę, nalewkę. A jak radzi cytowana wyżej broszurka: Likiery nie dopuszczają innych kieliszków, jak maleńkie, smukłe, o strzelistym kształcie.
Ale to przed wojną – a dziś kierujmy się zasadą, że kieliszki mają być po prostu malutkie, choć smukłe jak najmilej wdziane. Z resztą, kiedy broszurka była wydana stosowano już różnego rodzaju inne kieliszki nie koniecznie smukłe, o strzelistym kształcie - wszechobecne Art Deco miało wpływ nawet na szkło stołowe!

Różne rodzaje kieliszków, od lewej: dwa wysokie do likierów, poniżej trzy do nalewek i słodkich wódek, po prawej dwa do koniaku.
Jeśli podajemy nalewkę (najlepiej własnej roboty) to postarajmy się o karafkę (nie za dużą). Wygląda ona na stole na prawdę bardzo ładnie i stwarza miłą atmosferę biesiady w dobrze prowadzonym i przytulnym domu. 




Rada dla kolekcjonerów i zbieraczy: Można do nalewki podać na tacy kolekcję różnych kieliszków i każdy z gości będzie mógł wybrać sobie taki, jaki mu się najbardziej podoba. Sympatyczne, oryginalne – a my mamy jedyną okazję zaprezentować nasz zbiór.



Na koniec oddam jeszcze raz głos Elizie Orzeszkowej i bohaterom, a właściwie bohaterce książki „Nad Niemnem”, Marcie Korczyńskiej:
Ale w tej chwili u końca sali rozległ się przy bufecie brzęk padającego na ziemię i rozbijającego się szkła wraz z piskliwym wykrzykiem kobiecym. Była to panna służąca pani Emilii, wystrojona i fertyczna, która tu niby Marcie w zajęciach jej pomagała, ale daleko więcej eleganckim kamerdynerem Różyca niżeli robotą swoją zajęta, jeden z niesionych ku stołowi przedmiotów z rąk wypuściła.— Wieczna niedola! — porywając się z miejsca i do bufetu przyskakując krzyknęła Marta — kryształową karafkę stłukła! Otóż to wasza pomoc! Idź mi stąd zaraz, frygo, i ani pokazuj się więcej! Ruszajcie stąd wszyscy! Sama wszystko własnymi rękami robić wolę niż do takich szkód dopuszczać! Od garnituru karafka! …Sto lat może garnitur był cały, a teraz, masz!… Wieczna niedola! Uf! Nie mogę! Zgryziona tak, że aż jej ręce drżały, rozgniewanym, a więcej jeszcze rozżalonym głosem na służbę krzyczała, dla zebrania szczątków karafki na ziemi przysiadła i zakaszlała się długim, przeraźliwym, grzmotowym kaszlem.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Dobrze nakryty stół. Cz. III. Podawanie wina



Dobrze nakryty stół. Część III. Podawanie wina.


Kieliszki do win i wódki ustawiamy po prawej stronie nakrycia, od lewej ku prawej – stopniowo według kolejności – tzn. na zewnątrz te, które będą używane najpierw (podobnie jak sztućce). Chodzi o to, że jeżeli podajemy przystawkę, którą jest np. śledź to do niego  podaje się kieliszek czystej, zmrożonej wódki i ten kieliszek jest najdalej odsunięty od talerza. Potem jest przeważnie mięso (lub ryba) na danie główne i powinno być do niego wino, przeważnie czerwone (do ryby białe), więc kieliszek do wina jest bliżej talerza, drugi w kolejności po tym do wódki. Jeśli któryś z gości po śledziu nadal deklaruje picie wódki, to jego kieliszek do wina dyskretnie usuwamy, żeby nie przeszkadzał. Oczywiście na eleganckim obiedzie teoretycznie powinno pić się trunki odpowiednie do serwowanych potraw, ale przecież najważniejsze są życzenia gości – trudno wujkowi, który wina (i to wytrawnego, bo kwaśne) nigdy nie pija podawać je na siłę. My powinniśmy przede wszystkim myśleć, by każda osoba, którą gościmy czuła się u nas dobrze i swobodnie.

Reklama "Wszystko do dekoracji stołu" firmy Le Grand Depot z pisma L'Illustration z 15 listopada 1930 roku. Widoczne prawidłowe ustawienie kieliszków do wódki i wina oraz karafka.

Jeśli chodzi o wina to, cytowany we wcześniejszych wpisach mój przedwojenny poradnik „O przyjęciach i stole jadalnym” podaje: Kieliszki ustawione przy każdym nakryciu dostosowujemy do rodzaju win, jakie będą podane w czasie przyjęcia. […] Jeżeli wino czerwone i białe podawane jest równocześnie […] wtedy służba powinno obnosić równocześnie obydwa rodzajem zapytując, jakiego wina danej osobie nalać może... [Ta służba, to dziś, rzecz jasna my same, ewentualnie nasz mąż lub partner! Ale warto pamiętać, że można podać jeden rodzaj kieliszków do wina czerwonego i białego, choć tak naprawdę te do czerwonego są trochę większe niż te do białego].

…Wina mniej cenne gatunkiem, tak zwane wina stołowe, podaje się często w karafkach z kryształu. Win doborowych nie należy nigdy nalewać inaczej, jak z butelek, gdyż etykieta jest najcenniejszą ich cechą [czyżby snobizm?]; również nie wolno obcierać z kurzu, pleśni i specjalnego swoistego kożucha z winem wystałem, starem…
Reklama win i koniaków z pisma L'Illustration z 29 listopada 1930 roku. Widać, że specjalny swoisty kożuch jest rzeczą bardzo ważną...

Ten przedwojenny winny bon ton może jest trochę przesadzony, ale w sumie bardzo aktualny. Zwracam tu szczególnie uwagę na karafkę do win mniej cennych gatunkiem, bo teraz można w sklepach kupić wina zamykane w kilkulitrowe kartony (nie mylić tu z tymi z najniższej półki w sklepach osiedlowych), które są winami stołowymi przyzwoitego gatunku. Te właśnie muszą być przelane do czegoś, bo kartonu na stół postawić przecież nie można. I karafka przyda się świetnie. Może być też jakaś ładna, ciekawa butelka lub specjalne butelki z szerokim wlewem z przezroczystego szkła, które często spotykamy we Włoszech (podaje się w nich też wodę). 

Karafka do wina - najlepsza oczywiście kryształowa

Ciekawostka: Wina reńskie białe podawano jeszcze przed wojną w kieliszkach barwionych delikatnie na kolor zielony. Było tak dlatego, że od wieków wytwórcy win z doliny Renu mieli monopol na butelkowanie swojego trunku w zielonych butelkach, dla odróżnienia się od białych win z innych krain winnych.

W XVIII i XIX wieku do podawania win schłodzonych służyły specjalne podstawki-kosze zwane chłodnikami. Na fotografii poniżej chłodnik do win z wystawy porcelany polskiej w Muzeum Narodowym w Bytomiu, na której byłam w styczniu tamtego roku. Naczynie służy do chłodzenia dwóch butelek. Podzielone jest na trzy części. Do środkowej wsypywano lód, który topniejąc chłodził butelki. 



Naczynie do chłodzenia wina (chłodnik), Pruszków, 1769-1783, fajans, dekoracja plastyczna z motywami winorośli.

Dziś nie musimy uciekać się do takich zabiegów, bo mamy lodówki, niemniej jednak przy jakiejś niezwykle uroczystej okazji możemy podać w takim chłodniku szampana. Najpierw trzymamy go oczywiście w lodówce a na chwilę przed podaniem umieszczamy w wysokim naczyniu z lodem – metalowym, srebrnym lub porcelanowym. Butelkę trzeba wtedy obwiązać białą serwetką, żeby było ją wygodnie wyjąć i szampana otworzyć czy rozlewać do kieliszków.

Szampana podajemy w wysokich, smukłych kieliszkach albo w bardzo szerokich i płytkich na wysokiej nóżce – takie były bardzo modne w dwudziestoleciu międzywojennym.

środa, 20 kwietnia 2016

Sasanki



Sasanki

Trwa waśnie sezon na sasanki. Teraz uprawiamy je już tylko w naszych ogrodach, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu można było spotkać obficie kwitnące kobierce sasanek w lasach całego kraju. Pięknie pisał o nich Jarosław Iwaszkiewicz w zbiorze opowiadań "Ogrody". Kwiaty stały tu się pretekstem do nostalgicznych wspomnień i powrotu do świata szczęśliwego dzieciństwa.


Od dawna wszystkim piszącym wiadomo, że istnieją pewne słowa-klucze. Przeczytanie ich czy posłyszenie otwiera całą kaskadę przeżyć. Kto wie, czy to smak owego ciastka zwanego madeleine otworzył przed Proustem gigantyczną przepaść czasu. Mnie się zdaje że to raczej słowo samo „madeleine”, wypowiedziane w tamtej chwili, przełamało tam wspomnień.

Niedawno przeżyłem dziwną przygodę. Przeczytałem słowo „sny” w dziwnej konfiguracji. „Liliowe sny w małych dzbanuszkach stojące na oknie”. Był to błąd tłumacza. Po rosyjsku słowo „son” oznacza sasankę, liliowy kwiat, obrośnięty futerkiem, który w wielkiej obfitości zarastał w czasach mojej młodości, tak samo jak w czasach Wiktora Niekrasowa, podkijowskie lasy, i zapewne do dziś zakwita tam na wiosnę. Zwłaszcza obficie można było się obłowić w dawnych czasach sasankami w lasach Puszczy Wodicy. Jeszcze polowań tych nie ograniczały zakazy, zapobiegające kompletnemu wyniszczeniu sasanek – jakie nastąpiło na przykład w lasach podwarszawskich – i przywoziło się całe wielkie bukiety tych kwiatów do domu, a że rzeczywiście miały one króciutkie szypułki umieszczało się je albo w niskich wazonikach, albo po prostu w głębokich talerzach.




[…]

Chodziliśmy długo po lesie i zbierali te sasanki. Są piękne, dorodne, wewnątrz ciemniejsze i ozdobione koroną pręcików, na zewnątrz jak zwierzątka obrośnięte futerkiem, podobne do myszy z liliowym pyszczkiem.

[,,,]

- Po deszczu zaraz zakwitną anemony – powiedział Staś.

- Tak, ale nam potrzebne kwiaty zaraz. Jutro nie będzie czasu na zbieranie. [miał odbyć się ślub Lisy i Kazia] Zresztą te „sny” – Roman użył rosyjskiej nazwy – nie będą źle wyglądały w niskich kieliszkach rozstawione po całym stole.

- One na noc się zamkną – powiedziałem.

- tak, ale w dzień się znowu. Ślub jest w samo południe, do stołu siądziemy gdzieś koło drugiej. No, może trochę wcześniej. Sasanki już się wtedy otworzą.
Jarosław Iwaszkiewicz, opowiadanie „Sny”, „Ogrody”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1974