niedziela, 29 maja 2016


Jak kupować starą porcelanę?


Na Waszą prośbę postaram się podać kila porad jak kupować starą porcelanę, szczególnie na giełdach staroci, gdzie wszystkiego jest mnóstwo i trudno czasem się połapać, co jest ciekawe a co nie. Piszę: postaram się - bo tak naprawdę wyłowienie wśród wielości przedmiotów czegoś ładnego i porządnego to głównie kwestia doświadczenia i intuicji, choć szczęście też nieraz się przydaje.



Giełda staroci w Rzeszowie przy ul. Szopena (plac Liceum). Odbywa się w każdą drugą niedzielę miesiąca


Ja przy kupowaniu kieruję się tymi zasadami:

1.      Szukam porcelany o cienkich ściankach (cienkościennej), czyli tej delikatniejszej i subtelniejszejod np. fajansu i porcelany gorszej jakości. Cienkie, przeświecalne ścianki naczynia zawsze gwarantują dobrą jakość przedmiotu.

2.      Patrzę na sygnatury zamieszczone na spodzie każdego przedmiotu porcelanowego. Jeśli nie ma sygnatury to znaczy, że wykonano go w pośledniej jakości wytwórni i trzeba się dobrze zastanowić przed zakupem takiego przedmiotu. Tu przydaje się bardzo, przynajmniej nikła, znajomość najważniejszych sygnatur wytwórni polskich i europejskich.

3.      Jestem nastawiona na szukanie przedmiotów, które mnie interesują, np. części konkretnych serwisów, których mi brakuje, czy wyrobów z konkretnej fabryki albo określonej dekoracji, koloru - nie rozpraszam się innymi rzeczami, zwracam uwagę na to, co jest mi akurat potrzebne albo co kolekcjonuję. Musimy się ograniczać, bo inaczej wpadniemy w manię kupowania, a komponowanie kolekcji zejdzie na plan dalszy. W przeciwnym razie za każdym wyjściem na giełdę staroci zaczniemy, opanowani fantazją, zbierać coś innego.

4.      Zaprzyjaźniam się ze sprzedawcami, dyskutuję z nimi, wymieniamy poglądy – wtedy nas pamiętają i wiedzą, co może nas zainteresować. Stajemy się stałymi klientami i to dla nas rezerwują najlepsze „kąski spod lady”.

5.      Przy oglądaniu towaru bardzo pomaga opatrzenie się z przedmiotami. Ja oglądam zdjęcia w albumach, książkach, Internecie – to daje mi wiedzę, jakie formy i kiedy były produkowane i modne. Doskonałą wiedzę dają wizyty w muzeach (każde ma jakieś zbiory porcelany) i oglądanie wystaw tematycznych, których jest teraz niemało.

6.      Zawsze przy zakupach mam towarzystwo (najlepszy mąż, żona, przyjaciel lub przyjaciółka). Nasi towarzysze szukają przedmiotów nieco innych niż my i mogą wyłowić wśród wielości rzeczy na prawdę coś ciekawego. Tak np. kupiłam XIX-wieczną, srebrną lornetkę teatralną, która mój mąż „upolował” na zupełnie niepozornym stoisku ze starymi dokumentami. Towarzysz może też skutecznie ostudzić nasze zapędy do kupienia przedmiotów niekoniecznie wartościowych i ładnych – czasem przecież każdego opanowuje „gorączka zakupów” i tracimy zdrowy rozsądek.

7.      Przy kupowaniu od razu odrzucam przedmioty uszkodzone, nie warto ich kupować, bo choć nam się tak wydaje, nigdy się nie przydadzą i mają bardzo małą wartość w stosunku do takich samych bez defektów. Jednak! Jeśli mamy świadomość, że coś jest naprawdę bardzo cenne, i wiemy jak i gdzie to naprawić tak żeby przywrócić pierwotny wygląd, to warto zakupu dokonać.

Ale przede wszystkim, w kupowaniu, liczy się nasza intuicja i doświadczenie z przedmiotami. Zatem każdego dnia bądźmy czujni, czytajmy i oglądajmy wszystko, co dotyczy interesującego nas tematu, bo nawet podczas błahej rozmowy, czy informacji w telewizji możemy wyłowić dla siebie coś ciekawego.

Mnie też się kilka razy zdarzyło kupić przedmioty nietrafione – trudno, takie doświadczenia też są pouczające i potrzebne. Człowiek uczy się przecież całe życie.

Więcej informacji o tym jak kupować porcelanę znajdziecie w mojej książce „Porcelana Rosenthal. Poradnik kolekcjonera” gdzie porad dotyczących co, gdzie i jak kupować jest więcej. Można ją nabyć na: www.instytutksiazki.rzeszow.pl


Na koniec, zamiast czegoś do poczytania, kilka fotografii z miejsca, które jest tak dziwne a zarazem tak fascynujące, że trzeba je odwiedzić. To sklep z różnościami w Jaśle-Niegłowicach (trasa na Biecz) mieszczącym się w starym dworze. Jest tu dosłownie wszystko: meble, narty, lampy, ogrodowe fontanny, płytki ceramiczne... i oczywiście mnóstwo szkła i porcelany. Większość przedmiotów leży pod gołym niebem, niekoniecznie są czyste i świeże. Można tam jednak, za kilka złotych, znaleźć bardzo ciekawe przedmioty - włączając piękną porcelanę japońską i europejską (Rosenthal, Furstenberg i inne...). Polecam wyprawę do Niegłowic jako bardzo ciekawą wycieczkę...



wtorek, 24 maja 2016

Piaseczniczka



Piaseczniczka

W każdym, nawet najbardziej skromnym muzeum, znajdują się unikatowe przedmioty-ciekawostki, które intrygują - bądź to przez swój nietypowy charakter, bądź swoją niezwykłą historię. Kilka dni temu odwiedziłam (wcale nie skromne) Muzeum Okręgowe w Rzeszowie celem przypomnienia sobie zbiorów tamtejszej porcelany i zobaczenia po raz kolejny przepięknego obrazu Alfonsa Karpińskiego „Portret Marii Mycielskiej” – to mój coroczny rytuał. 

Alfons Karpiński "Portret Marii Mycielskiej"


Przy okazji zwiedzania odkryłam też obiekt, który wcześniej umknął mojej uwadze. Mianowicie, w serwantkach z porcelaną miśnieńską z czasów Marcoliniego (1774-1816) stał sobie, między talerzami, niepozorny przedmiocik w kształcie kostki z dziurkowaniem na wierzchu. Na pierwszy rzut oka pomyślałam, że ten pięknie malowany w kwiaty drobiazg (dekoracja Deutsche Blumen – niemieckie kwiaty, stosowana w Miśni od lat 40. XVIII wieku) to rodzaj pojemniczka na wykałaczki – zmyliło mnie jego towarzystwo – talerze, waza i sosjera. Ale czytając opis, dowiedziałam się, że jest to piaseczniczka. Wtedy skojarzyłam tę nazwę z częścią dawnego zestawu piśmienniczego, w skład którego wchodził kałamarz z atramentem, oczywiście pióra, lak, pieczęcie do laku, papier listowy i koperty i właśnie piaseczniczka.

Ten malutki porcelanowy kwiatuszek pomiędzy dziurkami jest po prostu cudowny...


Żeby wyjaśnić dokładnie, czym i po co jest piaseczniczka podam definicję tego słowa za słownikiem języka polskiego pod red. Doroszewskiego: „piaseczniczka to naczynko lub puszka z piaskiem do zasypywania świeżo napisanego atramentu (używane do czasu wynalezienia bibuły); Moja babka (…) świeże pismo zasypywała piaskiem, stojącym zawsze na jej biurku w ozdobnej piaseczniczce. Par. Alch 97. (…) Ofiarował ozdobną szkatułę srebrną, wewnątrz której mieścił się kałamarz, piaseczniczka i miejsce na przybory do pisania. Tyg. Ilustr, 7, 1900; Słusznie nazywano stulecie nasze [XIX w.] stuleciem bazgrania, stuleciem gdzie atrament jest królem, a piaseczniczka królową. Szujski Piotr 1; W kałamarzu widać było nie zaschnięty inkaust, wywrócona na pół piaseczniczka zdawała się świeżo używana. Łoz. Wal. Dwór 184. Na samym kantorku widać było laseczkę laku, stoczek, kałamarz, piaseczniczkę. Rzew. H. Listop. I, 220 //L”.



Inne definicje słownikowe dodają, że po raz pierwszy piaseczniczka pojawiła się w źródłach pod koniec XVI wieku. A ja dorzucę, że stosowano ją jeszcze na początku wieku XX. Na obrazie poniżej, Autorstwa Alberta Lyncha (1851-1912) pt. „List”, doskonale widać piaseczniczkę, która obok pojemniczka na atrament jest częścią kałamarza.



Na koniec coś do poczytania – fragment z „Podróży dookoła pokoju”, Xaviera de Maistre w tłum. Szymona Żuchowskiego. Co prawda słowo piaseczniczka tu nie pada, ale opis biurka jest bardzo interesujący, a tekst w klimacie romantyczno-filozoficznym jak najbardziej tu pasuje.

Rozdział XXXIV

W pierwszej szufladzie [biurka] po prawej znaleźć można przybory do pisania, papier, wszelkiego rodzaju zaostrzone pióra i wosk do pieczęci. Nawet najgnuśniejsza istota chciałaby skreślić kilka linijek listu. (Jestem pewien droga Jenny, że gdybyś przypadkiem otworzyła tę szufladę, niechybnie odpisałabyś na list, który wysłałem ci przed rokiem). […]

Miedzy tymi dwiema szufladami jest półeczka, na którą wrzucam otrzymane listy – wszystkie od sześciu lat, najstarsze ułożone są według daty, nowsze leżą, jak popadnie. Wiele z nich nosi datę z czasu mojej wczesnej młodości.

Jakaż to przyjemność oglądać w tych listach zajmujące okoliczności z lat młodzieńczych i przenosić się na nowo w te szczęśliwe czasy, do których nie ma już powrotu!


niedziela, 22 maja 2016


Porcelana z naszych kredensów.

Część 1. Kieliszek do jajek i filiżanka do mokki.




Niedawno koleżanka przyniosła mi dwa ciekawe przedmioty, które kupiła w sklepie ze starociami, z prośbą o jakieś informacje na ich temat. Zawsze bardzo chętnie pomagam w takich sprawach, a ta sytuacja dodatkowo zainspirowała mnie żeby stworzyć nową serię wpisów na temat porcelany z Waszych kredensów. Każdy ma przecież w domu jakiś ciekawy przedmiot, który może stać się pretekstem do rozważań i zasługuje na chwilę zastanowienia i uwagi.


Tych kilka słów poświęcam więc kieliszkowi do jajek z wytwórni porcelany w Ćmielowie i filiżance, a właściwie czarce filiżanki (na zdjęciach poniżej dodałam spodek z innego serwisu), z wytwórni w Limoges we Francji. Oba te przedmioty nie przedstawiają dużej wartości rynkowej, są jednak bardzo dobrej jakości i, co ważne, nieuszkodzone, a poza tym… zostały przecież kupione, bo się spodobały i to właśnie dało im nową duszę, zrehabilitowało i przywróciło do życia. Na nowo sprawiają właścicielce przyjemność, a i mnie też, bo lubię oglądać i rozmawiać o ładnych rzeczach, szczególnie tych z porcelany.



Kieliszek do jajek na miękko


Podkreślę tu jego nazwę bo jest to: „kieliszek do jajek”, a nie „jajcarka” jak niektórzy mówią – to nieudane i nieadekwatne słowo obraża ładny przedmiot i powinno zniknąć ze słownika stołowego!

Tyle tytułem wstępu. Wróćmy do meritum. Przedmiot pochodzi z lat 70.- 80. XX wieku, a na pewno z drugiej jego połowy. Sygnatura wskazuje, że powstał na pewno po 1951 roku: trójkąt z literą „Ć” i data 1790 drukowane podszkliwnie. Kształt jest typowy dla przedmiotów tego typu produkowanych od lat 70. Czyli nie jest to klasyczny kieliszek na stopce i szyjce, ale malutki kubeczek. A ten konkretnie pochodzi prawdopodobnie z serwisu Feston, o którym już kiedyś pisałam. Te informacje znajdziecie tu:



Dekoracja jest prosta: pasek kobaltu przy brzegu kieliszka oraz motyw roślinny na ściance wyraźnie nawiązujący do wzoru cebulowego (zwiebelmuster), choć to uproszczona i przetransponowana jego wersja. Tu dekoracja jest zapewne inspirowana owocem granatu, symbolizującym w tradycji chińskiej miłość (wzór cebulowy powstał w wytwórni porcelany w Miśni na bazie dekoracji chińskiej). Więcej o symbolice wzoru cebulowego pisałam niedawno, te informacje znajdziecie tu:


Motyw roślinny drukowany jest za pomocą ceramicznej kalkomanii (w Ćmielowie technika stosowana od końca XIX wieku), a paseczek malowany kolorem kobaltowym, zapewne nie oryginalnym, naturalnym kobaltem, tylko farbą o tym kolorze. Kolor jednak nawiązuje do kolorystyki historycznej - kobalt jest najstarszym w historii, naturalnym barwnikiem stosowanym do dekoracji porcelany (Chiny).

Jeszcze słów kilka o fabryce porcelany w Ćmielowie. Została założona w 1790 – stąd data na sygnaturze, ale produkcja prawdziwej porcelany rozpoczęła się tak naprawdę w dopiero w roku 1838 - wcześniej produkowano fajanse. Warto podkreślić jednak, że fabryka porcelany w Ćmielowie to jedna z pierwszych polskich fabryk, ale jedyna, która produkcji nie przerwała od momentu powstania do czasów dzisiejszych.


Filiżanka do kawy mokki z fabryki w Limoges


Malutka czarka filiżanki (wys. 5 cm) wykona jest z bardzo dobrej jakości, cienkościennej, wysoce przeświecalnej porcelany. Zdobiona dekoracją z ceramicznej kalkomanii, wskazującą na styl końca lat 90. XX wieku. Na pewno służyła do użytku domowego, bo w kawiarniach i restauracjach stosuje się zazwyczaj porcelanę grubościenną i niezdobioną – a to z powodów praktycznych – myta często w zmywarkach szybko straciłaby świeżość dekoracji.

W mieście Limoges we Francji produkcja porcelany rozpoczęła się w roku 1771.  Ale w ciągu XIX i XX wieku powstało tu aż czterdzieści trzy niewielkie fabryki, z których żadna nie dominowała z produkcją. Dziś ośrodek ceramiczny w Limoges jest największym we Francji, a wytwarzana tam porcelana jest ceniona za wysoką jakość. Trudno określić, w jakiej konkretnie wytwórni powstała opisywana przeze mnie filiżanka, ponieważ sygnatur z Limoges było i jest bardzo wiele (fabryki zmieniały właścicieli, przekształcały się, co każdorazowo wiązało się ze zmianą sygnatur). Ważne jednak, że wyprodukowano ją w miejscu, gdzie każdy przedmiot zachowuje jak najwyższą jakość



wtorek, 17 maja 2016

Dobrze nakryty stół. Cz. V. Sztućce



Dobrze nakryty stół. Część V. Sztućce
Zakup dobrego zestawu sztućców to niestety wydatek, bo te lepszej jakości można kupić przeważnie w całych kompletach (6- i 12-osobowych), a nie na sztuki. By kupić tańsze (nie znaczy gorsze) najlepiej poszukać w sklepach internetowych, antykwariatach (jeśli zależy nam na oryginalności), a czasem popytać rodziców czy dziadków... 

Zestaw sztućców 12-osobowy w oryginalnej walizce do ich przechowywania

Przy zakupie kierujmy się zasadą: po pierwsze porcelana – a dopiero do niej dobieramy sztućce. Jeśli mamy w domu więcej niż dwa serwisy i są one utrzymane w różnych stylach to najlepiej kupić sztućce neutralne i bardzo proste – będą pasowały do obu kompletów. Do takiego podstawowego zestawu sztućców powinno należeć: 6 widelców, 6 łyżek do zupy, 6 noży, 6 łyżeczek deserowych, 6 widelczyków do ciasta. W drugiej kolejności kupujemy: małe łyżeczki kawowe, łyżeczkę do cukru, łopatkę do tortu, chochelkę do zupy, małą chochelkę do sosu i inne…
Ważnym jest żeby postarać się o jakieś ładne, bardziej ozdobne (może srebrne) sztućce środka stołu – czyli te, którymi nakładamy potrawy z półmisków i salaterek na swój talerz. Para łyżek do sałaty, łopatka do tortu czy duży nóż i widelec (dwuzębny lub trójzębny) do dzielenia mięsa wygląda zawsze efektownie i elegancko. A i ładny, malutki widelczyk do np. śledzików czy marynowanych grzybków dodaje stołowi uroku.

Proces kształtowania wyglądu i funkcji sztućców zakończył się w XVIII wieku. Dzisiejszy sposób ich układania zapoczątkowany został w połowie XIX wieku: widelce po lewej, łyżki i noże po prawej. Ale też wtedy nastąpiło wyraźne, czasem doprowadzone do granic absurdu, rozmnożenie i wyspecjalizowanie asortymentu sztućców. Do każdej potrawy potrzebne było jakieś inne akcesorium, do każdego owocu inny nożyk, inny do każdej ryby. Najbardziej absurdalne było to, że w większości sztućce nie różniły się znacznie a jednie w szczegółach. Samych np. łyżek było kilkanaście rodzajów. Trudno było zgromadzić tak liczny zbiór, i to na co najmniej sześć lub dwanaście osób, a czasem było to, nawet w zamożnych domach, wręcz niemożliwe. Nadmiar tej, niczym nieuzasadnionej różnorodności, dostrzegała nawet najsłynniejsza polska gospodyni II połowy XIX wieku Lucyna Ćwierczakiewiczowa: zastawa stołowa nie powinna być pozbawiona przyborów, ale i nadmiar ich psuje harmonię ogólną.

Widelce ze słynnego miśnieńskiego serwisu łabędziego (lata 40. XVIII wieku)

Do przechowywania tej sporej ilości sztućców służyły specjalne pudła lub stoliki zwane kantynami. Dziś oryginalne, zabytkowe kantyny są już rzadkością i to kosztowną. Dlatego dobrą propozycją na nasz domowy użytek jest zrobienie sobie takiej mini-kantyny (jeśli nasze sztućce nie zostały kupione w specjalnej walizce do ich przechowywania). Nie proponuję tu bynajmniej prac stolarskich - można do jej wykonania użyć np. skrzyneczki po winie (takiej na jedną lub dwie butelki) lub jakiegoś innego pudełka z drewna lub sklejki. Trzeba je tylko wykleić w środku kawałkiem filcu i ewentualne zrobić przegródki. Sztućce układamy warstwami, a każdą z nich przekładamy filcem. Można (to już kosztuje więcej czasu) uszyć duże „koperty” z przegródkami na każdy ze sztućców osobno – będziemy wtedy mieli pewność, że nie będą się ze sobą stykały, co zapobiegnie powstawaniu rys i otarć.

Stolik-kantyna - reklama z przedwojennej gazety francuskiej L'Illustration


Kantyna z pudełka po winie


Łyżeczki i widelczyki do ciasta w oryginalnych opakowaniach

Jeśli podajemy przystawkę i danie główne potrzebujemy dwóch par sztućców. Przeważnie – szczególnie kiedy mamy większą ilość gości – nie mamy tylu sztuk. Wtedy, trzeba po przystawce dyskretnie zebrać sztućce razem z brudnymi talerzami, szybciutko je umyć i czyste podać po raz drugi. Nie wolno pozwolić by jedną i tą samą parą jadło się dwa różne dania. Już w połowie XIX wieku Karolina Nakwaska w „Dworze wiejskim…” pisała: Proszę cię, każ odmieniać sztutce [sic!] wszystkim! Jest to bowiem coś nieprzyjemnego, a nawet obrzydliwego, jeść śmietankę łyżką od barszczu, albo mącznik [rodzaj deseru] z rybim sosem?
 
Różne widelce i widelczyki, których używam do podawania przystawek i dodatków. Po prawej ciekawostka - widelczyk do serwowania sardynek

Srebrna łopatka do serwowania ryb, w zestawie powinien być jeszcze widelec.

Srebrny nóż do sera z rączką z kwiatową dekoracją 

Zestaw noży do serów: nóż do serów twardych (na górze), nóż do serów miękkich (łatwo nim rozsmarować np. brie) oraz nóż do serów z pleśnią typu nasz polski Lazur (na dole), charakterystyczne rozwidlone zakończenie służy do nabicia kawałka już ukrojonego

Noże do steków zawsze mają piłkę i są ostro zakończone. Znakomicie sprawdzają się do dań z grilla.

Do ryb przeznaczone są specjalne sztućce, różniące się nieco od standardowych: nóż jest bardziej tępy i ma charakterystyczny kształt, widelec jest krótszy i ma przeważnie wcięcie między zębami. Widać to na fotografii poniżej. Ale dziś mało kto ma w domu sztućce do ryb, więc jada się je normalnymi sztućcami obiadowymi. Uwaga! Niektórzy sądzą, że rybę je się dwoma widelcami. Można – tak praktykowało się np. na Wyspach Brytyjskich. Jednak polecam do dań rybnych zwykłe sztućce obiadowe – są praktyczniejsze niż dwa widelce.
 
Nóż do ryby

Widelec do ryby

Po przyjęciu czy obiedzie sztućce myjemy w niezbyt gorącej wodzie (w gorącej mogą przejść zapachem potraw), krótko osuszamy na suszarce, dokładnie wycieramy, polerujemy i wkładamy do pudełka czy walizki. W tym miejscu moich sztućcowych rozważań jak ulał pasuje zabawna historia z widelcem – przepraszam – z brudnym widelcem w tle, z książki Henryka Worcella „Zaklęte rewiry”. Akcja ma miejsce przed II wojną światową w restauracji hotelu Grand w Krakowie:
Wreszcie ukazał się Fryc, a za nim Romek w połatanym i za wielkim kaftanie.
- A co to za pędrak? – zdziwił się Palmiak ujrzawszy nowego pikola.
W chwilę później zjawił się na korytarzu, stanął w wejściu do umywalni i przypatrywał się, jak Adaś znosi talerze do koryta, i jak je naciera mydłem i szoruje.
- A ruszaj się prędzej, bo ci to idzie, jakbyś „Pod zdechłym kotem” praktykował.
- Kiedy proszę pana glazura się zetrze.
- Ty, morowy… - uśmiechając się pod wąsem Palmiak wrócił na korytarz. Tam, starszy od Adasia, pikolo Heniek mył widelce.
- Wycieraj no lepiej między zębami – kiedyś jajecznicę znalazłem. A noże to nie tak na sucho, wszystko do wody pakować!
Obejrzał parę widelców i nie znalazłszy ani śladu jajecznicy lub szpinaku wyszedł na sale restauracyjną…
 
Przedwojenna reklama sztućców
Jeszcze kilka słów o tym jak układać sztućce podczas i po jedzeniu – taki sztućcowy bon ton. Ważny szczególnie w restauracjach, na większych przyjęciach i weselach.
- nóż i widelec skrzyżowane na talerzu: będę jeszcze jadł, proszę nie zabierać mojego talerza
- nóż i widelec na talerzu obok siebie, jak wskazówka tarczy zegara ustawiona na godzinę piątą: skończyłem jeść, można sprzątnąć mój talerz.


Ważne porady techniczne:
Sztućce ze stali nierdzewnej – to najpopularniejsze sztućce na rynku. Wykonane ze stali nierdzewnej, zazwyczaj typu 18/10, czyli stali z 18% domieszką chromu i 10% niklu. Są bardzo odpornej na korozję, którą mogą wywołać artykuły spożywcze o odczynie kwaśnym. Domieszka chromu zwiększa odporność stali na wysokie temperatury, zatem korzystanie ze sztućców ze stali nierdzewnej w kuchni, nie powoduje żadnych negatywnych skutków, w tym degradacji materiałowej. Sztućce stalowe można myć w zmywarkach.
Sztućce srebrne i posrebrzane - różnią się między sobą tym, że te pierwsze wykonane są w całości ze srebra, natomiast te drugie ze stali, na którą naniesiono powłokę ze srebra. W przypadku korzystania ze zmywarki, sztućce posrebrzane należy wkładać do oddzielnego kosza. W przypadku mycia ręcznego, należy je wytrzeć suchą ściereczką. Wskazówki te pozwolą uniknąć lub ograniczyć procesy utleniania, na które srebro jest dosyć podatne. Do pielęgnacji sztućców srebrnych i posrebrzanych możemy stosować chusteczki nawilżone środkiem o działaniu antyoksydacyjnym.
Sztućce pozłacane - delikatna struktura złota nie pozwala na stosowanie zmywarek do sztućców pozłacanych ani żadnych środków chemicznych, które mogłyby uszkodzić złotą powłokę.
Sztućce aluminiowe – obecnie, na szczęście, nie wykonuje się już sztućców stołowych z aluminium.

Na koniec coś do poczytania w klimacie gastronomicznym-arystokratycznym: kilka fragmentów książki Bohumila Hrabala „Obsługiwałem angielskiego króla” dotyczących niezwykle ważnych i cennych złotych sztućców. Mam nadzieję, że te próbki talentu literackiego tego kochanego przez wielu pisarza zachęcą Was do przeczytania w całości tej fantastycznej książki.
Miałem zaszczyt, że największe wydarzenie i zaszczyt, jaki ze wszystkich hoteli i restauracji może spotkać tylko jeden i jedną, przytrafił się hotelowi „Paryż”. Okazało się, że na zamku prezydent nie ma złotych sztućców, a delegacja, która akurat zajechała do Pragi z tak zwaną oficjalną wizytą, gustowała w złocie. Osobisty sekretarz prezydenta i sam szef prezydenckiej kancelarii próbowali wypożyczyć złote sztućce od osób prywatnych albo od księcia Szwarcenberga albo Lobkowicza. I owszem ci magnaci mieli sztućce, z tym, że nie tyle ile było trzeba, a oprócz tego wszędzie były inicjały i wygrawerowane w trzonkach łyżek i noży znaki herbowe tych rodów. Jednym, kto by mógł wypożyczyć panu prezydentowi złote sztućce, był książę Thurn-Taxis, ale musiałby po nie posłać do Ratyzbony, gdzie były w zeszłym roku na weselu członka tego bogatego rodu […]
I kiedy kelnerzy elegancko rozstawili talerzyki, po raz pierwszy je zobaczyłem, jak uniosły się nasze złote widelce, trzysta złotych widelców i noży błysnęło w restauracyjnych salach… […]
Detektywi we frakach stali na rogach i po kątach, niby że są kelnerami, i trzymając przerzucone przez zgięte ramie ściereczki, podpatrywali, żeby ktoś nie ukradł naszych złotych sztućców… […]
Ukląkłem, cesarz oczyma dał mi znak i podałem mu tę ich narodową potrawę, która musiała być wyśmienita, bo wszyscy goście ucichli, i słychać był tylko cudowny szczęk naszych złotych widelców i noży… […]
Pracowaliśmy jeszcze do późnej nocy, a kiedy kobiety pod nadzorem detektywów przebranych za kucharzy i kelnerów umyły i powycierały trzysta kompletów złotych sztućców, pan ober Skowronek przeliczył je przy pomocy obera z hotelu pana Szroubka, tylko, że musieli liczyć jeszcze raz, potem znowu, a w końcu sam szef liczył małe łyżeczki do kawy. Przeliczył je i zbladł, bo brakowało jednej łyżeczki…

Powołując się na art. 16 "Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych" (Dz. U. 2000 r. Nr 80 poz. 904) nie wyrażam zgody na kopiowanie, przetwarzanie oraz jakiekolwiek wykorzystywanie treści (tekstów i zdjęć) zamieszczanych przeze mnie na blogu.