wtorek, 28 czerwca 2016

"Trzy Gracje" Wincentego Potackiego



„Trzy Gracje” Wincentego Potackiego

Dwa tygodnie temu na giełdzie staroci kupiłam piękną, ćmielowską figurkę z porcelany. Szczerze mówiąc oglądałam ją u sprzedawcy od kilku tygodni, ale cena była dość wysoka i biłam się z myślami czy zrobić taki wydatek. Z tyłu głowy miałam jak zwykle zasadę: daj ochłonąć zmysłom. W końcu poddałam się i stwierdziłam, że jest tak piękna, iż musi być moja. Ze sprzedawcami znam się dobrze, bo to wielbiciele porcelany, również ćmielowskiej – dostałam więc korzystny rabat. Niestety nie potrafili mi o figurce nic konkretnego powiedzieć, bo mimo swojego wieloletniego doświadczenia nie za dużo o niej wiedzieli. Przypuszczaliśmy wspólnie, że to projekt Józefa Szewczyka z lat 40. Lub 50. XX wieku. Ja nazwałam go roboczo „Trzy Gracje”.


Przeszukałam Internet, ale jakoś nic na temat tej figurki nie znalazłam. Jednak pomna znakomitej wystawy „Porcelana ćmielowska” zorganizowanej przez Muzeum Narodowe w Kielcach,  którą zwiedzałam w zeszłym roku, postanowiłam napisać do muzeum i spróbować się czegoś konkretnego dowiedzieć.

Jakże się zdziwiłam, że na mojego maila odpowiedziała sama pani Magdalena Śniegulska-Gomuła kurator wspomnianej wystawy „Ceramika ćmielowska” i autorka znakomitej publikacji „Od manufaktury magnackiej do przemysłu. Ceramika ćmielowska” towarzyszącej ekspozycji. 


Pani Magdalena odpisała, że moja figurka wykonana jest wg. projektu Wincentego Potackiego z lat 60. XX wieku, i że model ten nadal produkowany jest w fabryce w Ćmielowie (jak mogłam to przegapić!). W moich dywagacjach trafiłam jedynie z tytułem figurki – to rzeczywiście „Trzy gracje”.

Figurka ma wysokość 27 centymetrów. Wykonana jest z białego biskwitu i nosi wyraźne cechy u stylu art deco – stąd mylnie datowałam ją najpóźniej na lata 40. Lub 50. 




Tu powinnam dodać jeszcze kilka słów o twórcy projektu figurki Wincentym Potackim (1904-2001). Posłużę się słowami Magdaleny Śniegulskiej-Gomuły z katalogu wystawy „Ceramika ćmielowska”, bo tych ważnych informacji  na Wikipedii nie znajdziecie:

W 1956 roku utworzono Ośrodek Wzorcujący […] Głównym projektantem zakładu był  - związany z wytwórnią już przed wojną [od 1935 roku] – Wincenty Potacki, który po trwającym kilka lat epizodzie dolnośląskim [po 1945 pracował również jako nauczyciel zawodu w szkole zawodowej przy dawnej fabryce porcelany „Tielsch” i „Krister” w Wałbrzychu i w Państwowej Szkole Ceramicznej w Bolkowie] powrócił do pracy w Ćmielowie w 1955 roku. Jest on autorem wielu serwisów, w tym niezawodnego Festona [pisałam o tym serwisie: http://domtradycyjny.blogspot.com/2016/03/serwis-feston-z-cmielowa-na.html], Joanny czy George [oraz Goplany, Krokusa, Margaret, Londona]. Feston opracowany w 1957 roku w pełnym asortymencie, charakteryzował się powściągliwą formą, przypominającą serwisy z międzywojnia o falistych krawędziach miękko modelowanych naczyń z pętelkowymi uchwytami.[…] Zaprojektowany przez Potackiego w 1960 roku zestaw Lady, oparty na modelu ściętego odwróconego stożka, nagradzano dwukrotnie na branżowych Targach Poznańskich: w 1963 roku Złotym Medalem, a pięć lat później srebrnym.
Naczynia projektowane przez Wincentego Potackiego - strona z książki Magdaleny Śniegulskiej-Gomuły "Ceramika ćmielowska".


Dla mnie figurka „Trzy Gracje” ma niezwykły urok. Odpowiednio podświetlona wydobywa niuanse modelunku, a jej międzywojenny charakter sprawia, że przenosi mnie w inny wymiar i czas. To właśnie definiuje geniusz artysty.


czwartek, 23 czerwca 2016

Wędzona ryba



Wędzona ryba – zamiast kiełbaski z grilla


Sezon grillowy w pełni, więc nasyciliśmy się już kiełbaskami i karkówką i powoli na nasze talerze wkrada się nuda… Proponuje więc, dla odmiany, uwędzić rybę. Będzie inaczej, smaczniej i zdrowiej. 



Mięso po uwędzeniu jest delikatne, soczyste i pachnące dymem. Nie potrzeba do niego żadnych przypraw

Potrzebujemy do tego wędzarki do ryb, zwanej w kręgach wytrawnych rybaków rybokaptiołką - słówko przyswojone z rosyjskiego, bo to rosyjski wynalazek. Rybokaptiołka to spolszczony zlepek słów: ryba i kopćić, czyli wędzić.

Oprócz samego urządzenia (do kupienia w Internecie za około 140 zł) potrzebne nam będą odpowiednie wióra, na których wędzić będziemy nasze ryby. Najlepsze są bukowe albo dębowe. Do niektórych wędzarek dodają czasem wióry gratis (brzmi trochę dziwnie, ale tak jest). Ja załatwiłam sobie prawdziwe i pachnące, dębowe wióra - nie z Chin - ale od polskiego stolarza i z polskiego drewna.

Najpierw trzeba rozszyfrować, którą część wędzarki nakłada się na którą. Bez instrukcji nie da rady...


Wiórka trzeba przed wędzeniem zwilżyć wodą, żeby nie paliły się a jedynie dymiły

Do dwóch zbiorniczków wlewamy denaturat i podpalamy


Ryby się wędzą...


Na całym świecie ryby jadano „od zawsze”. Egipcjanie, Fenicjanie, Kartagińczycy i inne ludy zajmujące się żeglugą łowiły ryby podobnie jak Grecy i Rzymianie, którzy konserwowali je w solance. Polska też słynęła z ryb, i choć nie wszyscy mieli dostęp do tych morskich to nauczyliśmy się znakomicie przyrządzać ryby rzeczne. Dziś, mimo, że w sklepach mamy wszytko, nawet najbardziej orientalne produkty, to trochę o rybach zapominamy. A niektórzy (o zgrozo!) jedzą rybę, czyli karpia, tylko raz w roku na wigilię. 

Vinzenzo Campi (1536-1591) "Handlarka rybami"

W książce „Sensacje z dawnych lat” Romana Kalety znajdziemy relację kuchmistrza Lubomirskich z wesela urządzonego w Łańcucie z okazji małżeństwa zawartego 18 września 1661 roku przez Krystynę Lubomirską z Felicjanem Potockim. Obfitość gatunków ryb i ich ilość świadczy to tym jak popularne były one w Polsce w XVII wieku:

Ryby na wtorek, bo był post: Szczuk głownych [szczupaków dość dużych] 100, szczuk podgłównych [mniejszych rozmiarów] 100, łokietnic [szczupaków sługich na łokieć, ok. 50 cm] 200, półmiskowych 300, karpi ćwików 100, misnych [drobniejszych, na potrawę do misy] 200, półmiskowych 500, karasi wielkich 1500, okoni wielkich 1500, linów wielkich 500, sokfiszu [suszonych dorszy] kamieni 10, plajtosów kamieni 3, najnóg [minogów] bareł 3, łososi gdańskich 10, fląder kamieni 3, perek [małych śledzi] kamień 1.

Ryby na środę: Szczuk głownych 60, łokietnic 160, półmiskowych 1000, karpi ćwików 60, karpi półmiskowych 1200, karasi drobnych kop 12, okoni drobnych kop 12, linów wielkich kop 40, leszczów kop 24, łososi świeżych 10, roków korcy 10, oleju kwart 1000.


W książkach kucharskich z XIX i początku XX wieku znajdziemy mnóstwo przepisów na dania z ryb i to z różnych, dziś mało popularnych już gatunków. Oczywiście królowały znane nam dziś karpie, pstrągi, śledzie i łososie, ale szalenie popularne były też liny, szczupaki („Kucharka Litewska” Wincenty Zawadzkiej podaje aż 18 przepisów na szczupaka!), sielawy, sandacze, jesiotry, turboty, liny, sigi, karasie i węgorze.



Jeszcze w okresie międzywojennym do podawania ryb służyły specjalne półmiski. Były one bardzo długie i często ozdobione motywami ryb właśnie. Można spotkać takie na giełdach ze starociami. Natomiast, gdy ryba, przeważnie szczupak, była tak duża, że nie mieściła się na żadnym półmisku, a dobry obyczaj nakazywał podać ją w całości, to wtedy sporządzano drewniane deseczki dopasowane długością do dania i obszywano je białym płótnem. 


poniedziałek, 20 czerwca 2016

Leśni goście



Leśni goście

Ten koniec tygodnia spędziliśmy w letnim domu w Krynicy. Dawno nas tam nie było, co nielubiąca pustki natura szybko wykorzystała. Bezpieczna przestrzeń koło zabudowań gdzie wilki nie mają wstępu oraz cisza i spokój to idealne miejsce dla leśnych, ale znających trochę ludzi, zwierząt.

Pierwsze wykorzystały te dogodności padalce, które w niewykoszonej trawie przed domem znalazły sobie miejsce do wygrzewania się i polowań. Zdjęcia padalca niestety nie mam, bo to gady szybkie i zanim skończyłam piszczeć nie było już po co iść po aparat.

Jako drugi zaczął odwiedzać nas młody koziołek, który zjadł mi wszystkie funkie, pączki róż i floksów. Zapewne ten proceder trwa już jakiś czas, bo wszystko objedzone jest dość dokładnie. Moje z mozołem pielęgnowane kwiaty na pewno już w tym roku nie zakwitną. Marnym pocieszeniem jest to, że sąsiadkom też nie, bo zdaje się, koziołek i u nich się stołuje. No cóż, smacznego! 




Koziołek jest tak przyzwyczajony do ludzi, że nie straszna mu była nawet kosiarka i bez stresu wylegiwał się na naszym miejscu do grillowania. Patrzył pewnie czy trawa równo się ścina. 



Być może to ten sam, który dwa lata temu dał mi piękny prezent – zrzucony niemalże na moich oczach róg. 



Najkochańsze okazało się kolejne odkrycie – strasznie piszczący malutki rudy kotek - a jak się później okazało trzy malutkie kotki i ich śliczna szara mama. Kotka uwiła sobie gniazdko pod dachem przybudówki opuszczonej przedwojennej willi Lidusia, która blisko graniczy z naszym domem. Miejsce bezpieczne, nasłonecznione i suche. Kotkom jest tam dobrze i są cudownie rozkoszne…







W nocy coś strasznie ganiało po strychu doprowadzając nas do stanu przedzawałowego. Okazało się, że to jeszcze jeden nowy lokator w naszym domu. Na razie nie wiemy, co to za zwierz, ale wiemy którędy dostaje się do środka, bo rano okazało się, że w bocznej ścianie odsunięta jest listwa sidingu i wyszarpany kawałek ocieplenia. Prawdopodobnie to kuna – biegającą po dachu zaobserwowały wszystko widzące sąsiadki. Zobaczymy, śledztwo w każdym razie trwa.

środa, 15 czerwca 2016

Niezwykły bukiet




Niezwykły bukiet


Jestem właśnie po wielce udanym Festiwalu Pięknej Książki w Rzeszowie. Dla mnie jako wystawcy to przedsięwzięcie męczące ale satysfakcjonujące. Poza prezentacją swojego wydawnictwa mogłam, jak to przy okazji podobnych targów, zakupić kilka ciekawych książek i uczestniczyć w interesujących spotkaniach z autorami. Gościem festiwalu był m.in. Stanisław Nicieja autor „Kresowej Atlantydy”, znawca kuchni Robert Makłowicz oraz Kora i Kamil Sipowicz, którzy wydali właśnie książkę o swoich zwierzętach „Ramona, Mila, Bobo i pięćdziesiąt sześć innych zwierząt”. On napisał teksy, ona je znakomicie zilustrowała. Polecam!






W związku z festiwalem nie miałam zbyt wiele czasu na przygotowanie kolejnego wpisu. Pokażę więc Wam bukiet kwiatów z mojego stoiska (Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu) wykonany przez znakomitą rzeszowską graficzkę Krzysztofę Lachtarę. Ta niepozorna, ale bardzo rezolutna starsza pani jest jedną z najbardziej znanych graficzek w Polsce i Europie oraz… posiadaczką niezwykłego ogrodu z setkami różnych unikatowych roślin. Na moją prośbę zgodziła się wykonać bukiet na stoisko festiwalowe. Wzbudził on wielkie zainteresowanie, wszyscy się przy nim fotografowali, a nawet telewizyjnych wywiadów udzielali przy nim autorzy. 

Bukiet jako tło dla bestselleru tego festiwalu - książki "Był wśród nas Święty" Jerzego Fąfary




Pani Krzysia nie była by sobą gdyby nie opisała dokładnie nazwy każdego z kwiatów bukietu – na zdjęciu karteczka z „instrukcją”.




Dodaje jeszcze kilka reprodukcji z grafikami pani Krzysztofy Lachtary – jak widać jej twórczość i jej zamiłowanie do roślin idą w parze.