Zaczęło się od
kupionej na
jasielskich starociach w Dworku-Niegłowicach ceramicznej flaszy,
przypominającej naczynie apteczne z napisem SPIRIT VINI VITIS.
Od razu wiedziałam, że to nie jest naczynie apteczne, tylko stylizacja, jednak się skusiłam na zakup. Na
spodzie widać sygnaturę, która mówi że projekt naczynia wykonał
hiszpański
artysta Jose Moya del Pinio na zlecenie firmy Paul Mason –
producenta przedniej
brandy.
Swoją drogą sprzedawanie brandy w aptecznej flaszy to
dobry pomysł
marketingowy – każdy weźmie ją za to trunek „zdrowotny” i
usprawiedliwi tym
samym swojego nadprogramowego drinka.
Pochwaliłam się
szybko zakupem
koleżance - historyczce farmacji, która jako osoba wielce
dociekliwa zaraz
zaczęła sprawdzać czy czasem nie ma gdzieś prawdziwego
aptecznego przepisu na
zdrowotną brandy. Oczywiście jej ciekawość została nagrodzona,
znalazła bowiem,
w swojej przepastnej bibliotece, kilka receptur, z których
wybrałyśmy jedną do
przetestowania.
Podaję więc
przepis, nieco przez
nas zmodyfikowałyśmy, co daje nam prawo by naszą nalewkę na
brandy autorsko
nazwać… Tak powstała Tinctura Apothecarii Resoviense.
To jest proporcja
na 1 litr
brandy, my robiliśmy z dwóch litrów (no bo jesteśmy dwie):
1 litr brandy
45 g korzenia lukrecji (kupiłyśmy susz w aptece)
100 g rodzynek
3 g goździków (łyżeczka)
3 cm świeżego
imbiru pokrojonego w
kostkę
pół płaskiej łyżeczki gałki muszkatołowej
Nie wykorzystałyśmy wszystkich ingrediencji z fotografii. Została paczka rodzynek, lukrecji i suszony imbir.
Składniki wsypałyśmy do
dużego słoja i zalały brandy. Potem wszystko macerowało się
około dwóch tygodni
w ciemnym pomieszczeniu (tzn. na dnie szafy).
Po dwóch
tygodniach
przecedziłyśmy wszystko przez gęstą gazę i przelały do butelek.
Teraz trzeba
poczekać kilka dni żeby całość „dojrzała”.
Oryginalnie
przepis przed „rozpracowaniem”
wyglądał tak:
24 funty brandy = 10,786 kg/10 = 1,08 kg
1 funt korzenia
lukrecji = 0.453 kg/10 =
0,045 kg = 45 g
½ funta rodzynek =
0,226796 kg/10 = 0,0227 kg = 23 g
½ uncji goździków = 28 g/10 =
3 g
2 drachmy imbiru =
4,3 g/10 = 0,43 g
2 drachmy gałki
muszkatołowej =
4,3 g/10 = 0,43 g
Wygląda na skomplikowany, na szczęście przetłumaczyłyśmy
go „z obcego na
nasze” i można nalewkę nastawić, bez ryzyka, że wyjdzie coś
dziwnego i zmarnujemy
brandy (jak by się z tego wytłumaczyć domownikom?).
Nalewka ma piękny
ciemnobursztynowy kolor, pachnie goździkami i
imbirem. Ma właściwości rozgrzewające, więc warto ją
zrobić teraz, żeby
delektować się całą zimę, która przecież dopiero przed nami.
Aby buteleczki
rzeczywiście
przypominały tincturę apteczną opatrzyłyśmy je odpowiednimi
nalepkami i
zabezpieczyły, tak jak farmaceuci zabezpieczają leki robione,
czyli plombą ze
sznureczka i papieru.
Przyznacie, że
wygląda to intrygująco,
tym bardziej, że naszą nalewką będziemy obdarowywały
najbliższych i przyjaciół.
Mam nadzieję, a właściwie jestem pewna, że potraktują ją jako
środek wyłącznie leczniczy
i będą kurowali się… co wieczór.