Suche ciastka - sucharki, były zawsze „na
wyposażeniu” domowych spiżarni. Można je było upiec raz na jakiś czas w
większej ilości, długo przechowywać, stanowiły miły dodatek do herbaty, kawy
czy gorącej czekolady. Był też pod ręką, kiedy zawitali niespodziewani goście. Pod
nazwą sucharki kryło się wiele odmian ciasteczek. Zasada była jedna: pieczono
je bez tłuszczu, z dodatkiem jej, dzięki czemu nie jełczały i długo zachowywały
świeżość. Zawierały też cukier, były więc czymś innym, niż bezcukrowe z zasady,
sucharki które znamy dziś.
Przepis na znakomite sucharki o uroczej i
adekwatnej nazwie „Przyjaciel domu” znalazłam w książce „Krysia” – wspomnieniu
o Krystynie Zawadzkiej, wydanym przez jej córkę Annę Zawadzką.
Receptura przypomina przepis na włoskie
cantuccini, ale to wersja zimowa, zawiera bowiem cynamon i inne przyprawy
korzenne, tak charakterystyczne dla naszej, polskiej kuchni. Śmiem więc
twierdzić, że to stary dworski przepis, który kiedyś zaadoptowano z kuchni
włoskiej, mającej jak wiadomo, w swoim czasie ogromny wpływ na nasze kulinarne
smaki. Ciasteczka są słodkie, aromatyczne, ale i twarde więc bez kawy czy
herbaty ani rusz…
Ciasteczka
podane są na petersburskiej, ręcznie malowanej porcelanie z wytwórni
Łomonosowa. Serwis nazywa się Wiosna [Wiesna], a dekoracja to Mój Ogród [Moj Agarod].
Sucharkami raczył się pan Orzelski, bohater książki
„Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej:
— …wypiłem więc
kawę z sucharkami, troszkę szynki zjadłem i grałem sobie… Szynki w tym roku
doskonale urządziła… i sucharki jej zawsze doskonałe… w ustach topnieją… caca!
Zabawną
historyjkę o sucharkach znalazłam też w „Szczenięcych latach” Melchiora
Wańkowicza:
- Przyjeżdżam ja do Helci, mon cher – opowiadała babunia
z Mierzejewskich Zygmuntowa Wańkowiczowa ze Ślepianki o odwiedzinach u sąsiadki
– patrzę, quelle image, na gazonie przed gankiem klęczy kucharz w białym kitlu i w białej szlafmycy:
„Cóż to za przedstawienie, ma cherie? – pytam, witając się z Helcią.
- Wyobraź sobie, kazałam przynieść wszystkie sucharki
upieczone przez kucharza i cóż się okazało? Poskładałam spody i wierzchy i było
nie do pary. Tu imagines, quel coquin! Najwyraźniej sam zjada te sucharki! Miał
póty klęczeć na widoku publicznym, póki mu nie daruję, ale teraz muszę mu to
zawiesić do jutra, bo któż by dla nas kolację zrobił?.
Ciasteczka „Przyjaciel domu”
25
dkg mąki
25
dkg cukru
3
jajka
25
dkg migdałów (w oryginalnym przepisie orzechy laskowe) posiekanych grubo, nie mielonych
Pół
łyżeczki proszku do pieczenia
Łyżeczka
przyprawy korzennej (dałam cynamon, pani Krysia radzi zrobić mieszankę samemu)
Na
stolnicy wymieszać mąkę, cukier, proszek i przyprawy. Dolać ubite jajka, a na
końcu orzechy (vel migdały). Wszystkie składniki dokładnie wymieszać wyrobić
ciasto, które powinno być dość luźne – nie dosypywać mąki, bo ciasteczka wyjdą
strasznie twarde!
Z
wyrobionego ciasta uformować kulę, rozpłaszczyć ją i podzielić nożem
promieniście na 8 części.
Z każdej części uformować wałeczek – ta część zadania
jest trochę irytująca, bo ciasto straszliwie klei się do rąk. Pani Krysia radzi
posmarować ręce olejem i to rzeczywiście dużo ułatwia pracę. Wałeczki położyć
na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce robiąc spore odstępy – ciasto rośnie
podczas pieczenia.
Piec
20-25 min w 180 stopniach Celsjusza. Wyjąć z piekarnika i gorące kroić na
kawałeczki grubości palca. Trzeba to zrobić szybko, bo stygnące ciasto
błyskawicznie twardnieje, i może się okazać, że upiekłyśmy słodkie maczugi,
którymi jak pisał ks. Jędrzej Kitowicz „rzuciwszy podsinić można oko”.
Wystudzone
ciastka włożyć do szczelnie zamkniętego słoja, mogą być dość długo
przechowywane, gdyż nie zawierają tłuszczu i nie jełczeją.
Na
wszelki wypadek, poniżej oryginalny tekst przepisu.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz