Od kilku
tygodni Internet huczy od informacji na temat dobrodziejstw płynących z
przetworów z mniszka lekarskiego. Wszyscy polecają przede wszystkim cudownie
zdrowotny miód vel konfiturę. Postanowiłam spróbować tej dobroci i ja. Choć
uznałam to raczej za eksperyment, okazał się on niezwykle udany, bo miodzik ów
jest bardzo smaczny, ma posmak karmelu, i wcale nie przypomina specyfiku
zdrowotnego.
Udało mi się
znaleźć jeszcze czyste łąki porośnięte mniszkiem. Nazbierałam kwiatów i
przystąpiłam do pracy w moim kuchennym, a może, tym razem, aptecznym
laboratorium.
Miód z mniszka
450 kwiatów
mniszka lekarskiego
1 l wody
1 kg cukru
Sok z cytryny
½ szklanki
miodu wielkokwiatowego (niekoniecznie)
Kwiaty
mniszka wrzucić do garnka z grubym dnem. Nie trzeba ich przebierać, ważne żeby
nie miały łodyg. Zalewamy je 1 litrem wody i gotujemy 10 minut. Potem
odstawiamy w chłodne miejsce na około 24 godziny. Po tym czasie zlewamy
powstały płyn (kwiaty odkładamy do miseczki) i łączymy go z cukrem.
Zagotowujemy to, tak by rozpuścił się cukier. Powstanie tzw. ulep, czyli syrop,
w którym przedwojenne gospodynie maczały owoce, by zrobić delikatesowe
konfitury. Wrzucamy do niego kwiaty, dodajemy sok z cytryny i miód. To wszystko
gotujemy około 3 godzin, aż odparuje prawie cała woda.
Sądziłam, że po tym
czasie kwiaty zupełnie się rozpadną, ale rozmokły się tylko i zrobiły się
ciemne farfocle, więc całość zmiksowałam trochę blenderem. Wyszło to chyba
miodkowi na dobre. Przynajmniej w kwestii „estetyki podania”.
Z tej porcji
wyszło mi 5 małych słoiczków (takich jak po tartym chrzanie), więc jeśli jest
Was w domu więcej to warto ten przysmak zrobić z większej ilości kwiatów – 450
wbrew pozorom bardzo szybko się zbiera.
Jeśli, ze
względu na sporą dawkę cukru, w cudowne właściwości miodu z mniszka nie
uwierzycie, to uwierzcie przynajmniej, że jest naprawdę, naprawdę smaczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz