W poprzednim wpisie pisałam o podawaniu
miodu, dziś pozostając w klimacie końca lata, podam Wam wspaniały przedwojenny
przepis na miodownik. Swój stary rodzinny przepis dała mi niezawodna ciocia Krysia, która jest mistrzynią
w pieczeniu tego ciasta, i na szczęście, nie trzeba jej długo namawiać by je dla
nas przygotowywała.
Zanim podam przepis - ciekawostka z
dziedziny językoznawstwa dotycząca miodu i jego dawnych sekretów: czytając XIX-wieczne
pamiętniki Ludwika Jabłonowskiego natknęłam się
na opis towarów przewożonych przez Sokalskich kramarzy, wśród których były: „kijowskie
na lipcu konfitury”. O Konfiturach kijowskich wiedziałam, że to najbardziej
wykwintne, ale i najbardziej pracochłonne przetwory z owoców. Wyrażenie „na
lipcu” było dla mnie niezrozumiałe – uznałam, że chodzi o sposób przygotowywania
specjału. Jakiś czas później dowiedziałam się, że konfitury smażone na miodzie
były niezwykłym rarytasem, a miód lipcowy często nazywano właśnie lipcem.
Zbierany w tym miesiącu (wtedy kwitną lipy) to miód o najpełniejszym i
najdojrzalszym smaku lata. Więc „smażone na lipcu konfitury” były rarytasem nad
rarytasy, degustowanym tylko przy wyjątkowych okazjach. Posiadały też zapewne u
kramarzy Sokalskich odpowiednio wysoką cenę. O tym szczególe jednak
pamiętnikarz nie wspomina.
Miodownik z przedwojennego przepisu
Zagotować:
20 dkg miodu, najlepiej gryczanego
1 szkl. mleka
1 szkl. cukru
12,5 dkg masła
Po wystudzeniu dodać:
2 jajka
2 łyżeczki sody
3 szkl. mąki
Dużo bakalii, z przewagą tych wilgotnych: rodzynki
(sparzone), figi, daktyle, orzechy. Bardzo dobrze smakuje pigwa w cukrze
pokrojona w drobną kosteczkę.
Wszystko wymieszać i przełożyć do dużej, podłużnej,
keksowej formy. Piec w 180 stopniach Celsjusza co najmniej godzinę: ciasto ma się
przyrumienić i pęknąć wzdłuż, wtedy można sprawdzić patyczkiem czy się upiekło.
Zostawić w gorącym piekarniku do wystygnięcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz