poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Haft Emilie Berrin z roku 1800


Jakiś czas temu natknęłam się w Internecie na wzory haftów Emily Berrin z roku 1800, które przeznaczone były do dekoracji dołu sukni. 




Wzory skojarzyły mi się z epoką, która dopiero miała nadejść, czyli moim ulubionym biedermeierem, a że ich komputerowa jakość była dość dobra, a technika na znane mi krzyżyki, postanowiłam spróbować wyhaftować te urocze, ponad dwustuletnie motywy. Byłam ciekawa czy uda mi się uchwycić ducha epoki.
Zaplanowałam obrus. Zaczęłam od powiększenia i wydruku wzorów. Niektóre elementy były niezbyt czytelne, ale niezrażona, postawiłam na swoją wyobraźnię. 


Nie mogłam zdecydować, który motyw najbardziej mi się podoba, wiec wybrałam trzy najładniejsze i skomponowałam z nich coś na kształt „przeplatającej się” przez obrus wstęgi. 


Do tego dobrałam motyw sznura z chwostami oraz inicjały na rogach haftu: EB – Emily Berrin oraz ST – Sylwia Tulik, czyli moje. Dodatkowo wyhaftowałam daty powstania wzoru i jego wykonania.




Największym wyzwaniem był dobór kolorów. W przypadku starych wzorów nawet jeden fałszywy odcień może sprowadzić całość do współczesnej marnej kopii i zniszczyć efekt autentyczności. Sądzę, że jakoś sobie z tym poradziłam, na szczęście miałam do dyspozycji cały worek mulin – pozostałości po poprzednich haftach moich i mojej babci.


Tak zaczęła się moja praca...








A taki jest efekt końcowy...






poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Barbie 1963



Znajoma zadzwoniła, że chętnie podaruje mi swoją starą Barbie: Szkoda mi, żeby leżała w szufladzie, bo to dość ciekawa lala. Może masz na nią pomysł.

Oczywiście natychmiast zgodziłam się przyjąć dar, z myślą, że zabawię się w kostiumologa i uszyję dla Barbie jakąś suknię królowej. Jednak, kiedy wyjęłam ją z woreczka, oniemiałam – tak stylowej damy w życiu nie widziałam! Te włosy, buzia, czerwone paznokietki, ubranie i rozbrajające buciki – to już była królowa, nie potrzebowała przebieranek. Zachwycająca lalka, w świetnym stanie, kwintesencja stylu retro.




Pierwsza Barbie (właśc. Barbara Millicent Roberts) powstała w 1959 roku. Wyprodukowała ją firma Mattel. Lalkę wymyśliła Ruth Handler, żona współwłaściciela firmy Elliota Handlera. Ruth Handler, zainspirowana niemiecką lalką Lilly, przeznaczoną dla dorosłych (cokolwiek to znaczy).


Ruth uznała, że małe dziewczynki nie chcą się bawić lakami-bobasami, nie chcą przyjmować roli matki, bo są po prostu na to za małe. Przedstawiła swój pomysł na dorosłą lalkę na zarządzie firmy, ale nikt się nim nie zachwycił. Koniec końców, musiała chyba „wiercić mężowi dziurę w brzuchu”, bo lalka w weszła do produkcji. I się zaczęło… firma przestała produkować inne zabawki i zajęła się tylko wyrobem lalek Barbie. Natychmiast też pojawiły się gadżety, ubranka, książeczki, a wśród dziewczynek zapanował szał na dorosłą lakę, którą można modnie ubierać i wcielać się w rolę damy.






Lalkę moja znajoma dostała w 1963 roku od cioci, która przyjechała „z Ameryki” z wizytą. Sądziła, że sprawi dziewczynce wielką przyjemność, przywożąc jej „amerykański hit”, ale w czasach głębokiego, szarego peerelu, Barbie była tak niezwykła, że mała Lidusia wcale nie chciała się nią bawić. Trafiła wiec do szuflady, gdzie przeleżała cierpliwie kilka dziesięcioleci, żegnając z niej stary wiek XX i wchodząc w następny, który zrobił z niej nie zabawkę, ale dzieło sztuki, kultowy przedmiot, obiekt pożądania kolekcjonerów. Trzeba powiedzieć, że Barbie miała, dzięki przezorności czy sentymentom mieszkańców domu, szczęście, że zachowała się w doskonałym stanie i nie trafiła do kosza na śmieci.

Na początku siedziała z trochę smutną minką.


W zestawie z Barbie był kultowy strój kąpielowy w czarno-białe paski, boskie czarne klapeczki na szpilkach, sukienka wizytowa w stylu lat 50. z czepeczkiem i kurteczka. 



Niestety pudełko nie przetrwało, wyglądało prawdopodobnie tak:


Po przyjeździe do nowego domu Barbie wzięła kąpiel z bąbelkami, poczyniła zabiegi na twarz i oczyściła garderobę.





Na powitanie dostała ode mnie sznur perełek (zrobionych z koralików cioci Janki, które nosiła właśnie w latach 60.) i własny kufer (nie byle jaki, bo po kosmetykach Diora). W nim schowane są wszystkie jej rzeczy. Co prawda obiecałam siostrze (też oszalała na jej punkcie), że schowam Barbie do miękko wyścielonego pudełeczka, ale na razie muszę się napatrzeć i nacieszyć, więc siedzi na kuferku na stole. Może uda mi się kiedyś kupić jej jakiś szezląg, albo przynajmniej wygodny fotelik…

Na razie spaceruje po ogrodzie.