czwartek, 29 marca 2018

Życzenia wielkanocne



Drodzy czytelnicy!
Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych życzę Wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, spokoju i miłości najbliższych. 
Niech Wasze stoły będą co najmniej tak piękne i bogate jak ten na obrazie Aleksandra Makowskiego (1869-1924). 

wtorek, 20 marca 2018

Jak przechowywać sztućce, cz. II






Zadzwoniła do mnie koleżanka: błagam cię pomóż! Mam mieć przyszłych teściów córki na świątecznym obiedzie a jedyny, komplety zestaw sztućców jakie mam, to stare widelce i noże, które moi rodzice przywieźli w latach 60. jeszcze z ZSRR. Są w fatalnym stanie, ale może da się coś z nich zrobić? Przyjedź, proszę!


No jak tu nie pomóc. Przed wyjściem włożyłam przezornie do torebki zestaw ratunkowy: płyn do czyszczenia metali, płyn do srebra i kilka płatków filcu i ruszyłam ze „świątecznym pogotowiem”. 


Sztućce rzeczywiście były w nie najlepszym stanie, a samo ich dotychczasowe przechowywanie zjeżyło mi włos na głowie. Widać to było po mojej zdegustowanej (może tylko zdziwionej) minie, bo koleżanka natychmiast zaczęła się tłumaczyć, dlaczego tak je trzymała.



Po rozłożeniu i oglądnięciu wszystkich elementów okazało się, że to całkiem ładny, spory i kompletny zestaw sztućców, a co najważniejsze wykonany z wysokiej próby srebra (ta ostatnia informacja wywołała spontaniczny uśmiech szczęścia na twarzy właścicielki).



Przystąpiłyśmy do czyszczenia. Zajęło to sporo czasu, miałyśmy jednak okazję podzielić się wszystkimi ploteczkami, z ostatnich miesięcy (używałyśmy płynu do czyszczenia i nabłyszczania srebra Starwax - uważam, że jest najlepszy na rynku). 



W miłej atmosferze, nie wiadomo kiedy, sztućce odzyskały blask…


Oczywiście od razu nasunęło się pytanie: w czym i jak je trzymać, skoro już są tak cenne i piękne? I tu przydały się przyniesione przeze mnie filce. Szybko wymyśliłam łatwe i niezbyt pracochłonne w przygotowaniu pokrowce. 



Najważniejszą zasadą przy przechowywaniu sztućców ze srebra jest to żeby nie miały one ze sobą kontaktu i nie rysowały się nawzajem. Przełożyłyśmy więc każdą sztukę paskiem filcu, przewiązałyśmy tasiemką, żeby się nie przesuwały i włożyłyśmy do filcowego woreczka. 







Na noże uszyłyśmy pokrowiec, którego wykonanie pokazywałam we wcześniejszym wpisie. Znajdziecie go tu: 


https://domtradycyjny.blogspot.com/2017/12/jak-przechowywac-pojedyncze-sztucce.html



Pakuneczki powędrowały do puszki po pierniczkach, która stała się prawdziwą kantyną dla tego pięknego kompletu. Za pomocą dwustronnej taśmy, jej dno, dla bezpieczeństwa, również wykleiłyśmy kawałkiem filcu.









I w ten sposób koleżanka zyskała nie tylko „rodowe srebra”, ale i, mam nadzieję, w oczach swoich zacnych gości status doskonałej gospodyni. 


I jeszcze porada: jeśli trzymacie sztućce w zamkniętych pudełkach (kantynach) lub innych pojemnikach czy woreczkach, pamiętajcie by trafiły tam bezwzględnie suche. W innym przypadku mogą śniedzieć i trzeba je będzie czyścić na nowo.

piątek, 9 marca 2018

Fasolka po bretońsku






Zacznę nietypowo od małej, ale bardzo smacznej anegdotki:
Było powszechnie wiadomo, że niewyczerpane zasoby dowcipu Fiszera często nie stały w żadnym stosunku do jego zasobów gotówkowych. Taki moment wyczuwał jego towarzysz Antoni Słonimski i tonem ujmującym zaprasza Fiszera do [restauracji] Wróbla. Po Zajęciu stolika Słonimski, znając przysłowiowy apetyt Fiszera, mówił zażenowany: - Proszę cię, wybierz coś z karty, a ja po tobie, gdyż jestem chwilowo nieusposobiony. Tu następuje potarcie dwóch palców oznaczające brak drobnych. A na to Fiszer: - To się świetnie składa, bo i ja nie mam dziś żadnego apetytu! Tylko raczej dla zwyczaju zamawia u kelnera pół fasoli po bretońsku i pół bigosu, dwie najtańsze potrawy w karcie. W tej chwili w drzwiach staje znany przemysłowiec Ambrożewicz, wielbiciel Fiszera [potencjalny sponsor]. Fiszer, nie mrugnąwszy okiem zamawia dalej - … a prócz tego daj pan sztuk mięs i całą kaczkę. [Jan Kruszewski „Przed półwiekiem w stolicy”]



Odwiedził mnie ostatnio przyjaciel, aktor Janek N. Sympatycznie rozmawialiśmy przy herbacie z cytryną i owsianych ciasteczkach, aż w końcu zeszliśmy na tematy kulinariów. Zapytałam mojego gościa, co on właściwie lubi jeść. Po namyśle, a wyczytałam z jego niezwykle plastycznej twarzy, że myśli intensywnie, odpowiedział, że nie ma szczególnie ulubionych potraw, ale nigdy nie odmawia fasolki po bretońsku, nawet kiedy nie jest głodny, czy jakby powiedział Słonimski - chwilowo nieusposobiony.


Pomyślałam: jest jeszcze chłodno, w szafce czeka woreczek wiejskiej fasoli prosto znad Buga - robię fasolkę po bretońsku!

Przepis jest prosty, zna go prawie każdy i każdy, podobnie jak bigos, robi go po swojemu. Recepturę oczywiście podaję, ale przede wszystkim chciałam wszystkim przypomnieć i polecić to pyszne, zapomniane danie.



Składniki:


55 dkg suchej fasoli

3 laski kiełbasy (najlepsza dobra podwawelska)

Kawałek wędzonego boczku

2 cebule pokrojone w kostkę

2 ząbki czosnku

Sól, pieprz

Listek laurowy

Majeranek, troszkę kminku

Puszka pomidorów albo przecieru pomidorowego (dałam słoiczek domowego soku z pomidorów i dwie łyżki koncentratu)




Wykonanie:


Fasolę moczymy na noc, po czym odlewamy wodę, zalewamy świeżą i zagotowywujemy. Wodę odlewamy ponownie, znowu nalewamy świeżej, dorzucamy listek laurowy i gotujemy fasolkę aż będzie lekko miękka. Wówczas dodajemy podsmażone: cebulkę z czosnkiem, boczek i kiełbasę. Gotujemy aż fasolka zmięknie, dodajemy pomidory lub przecier, jeszcze chwilkę trzymamy na ogniu. Doprawiamy, solą, pieprzem, majerankiem i odrobiną kminku. Jak ktoś lubi bardziej pikantnie to dobra będzie ostra papryka.

Smacznego!

PS. Gotowanie fasolki to radość dla wszystkich domowników!