poniedziałek, 28 października 2019

23. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie




Wczoraj zakończyły się 23. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. Wspaniała impreza, na której nie mogło mnie zabraknąć, a w tym roku książkowe "łowy" wyjątkowo mi się udały. Oto one:
Agata Zborowska "życie rzeczy w powojennej Polsce" - historia szabru. Na razie przeczytałam wstęp: brzmi bardzo obiecująco. To chyba będzie mój hit targów.


Jarosław Mikołajewski "Cień w cień" - o poetce Zuzannie Gincznce.

Stanisław Wasylewski "Na dworze króla Stasia" - autora rekomendować nie trzeba, a książkę kupiłam ze względu na ciekawy rozdział o obiadach czwartkowych.

Łukasz Modelski "Droga przez mąkę" - zbiór felietonów niekoniecznie kulinarnych. Bardzo obiecująca lektura.


 "Szarlotka Lenina i inne sekrety kuchni radzieckiej" - tytuł tłumaczy wszystko. Już dawno chciałam tę książkę kupić, ale dopiero wczoraj trafiłam na przecenę.


"Szarlatani" - czyli historia dawnych metod leczenia. Z tego co zdążyłam przeglądnąć będzie i straszno i śmieszno.

Pamiętniki Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej "Dziwne jest serce kobiece..." - spodziewam się dużej porcji informacji o kulturze materialnej XIX wieku. 

"Bawaria, Czechy - Polska"  - rzecz o dawnych księgach, świetne ilustracje dla miłośników dawnej książki.

Kolejny hit! "Ceramika europejska w zbiorach Muzeum Zamkowego w Malborku" - znakomicie opracowany katalog. Pozycja obowiązkowa dla miłośników ceramiki.


Jeszcze kilka książek o edytorstwie - przydadzą się w pracy.



Na koniec dodatki: prezent od przyjaciela - autorski komiks Jarka Ejsymonta (z dedykacją - wysoko to sobie cenię); współautorem jest Wiktor Talaga, magnetyczne zakładki z kotami (prezenty dla najbliższych) oraz praktyczna torba z reprodukcją pasteli Witkacego (prod. Muzeum Śląskie w Katowicach).




Już nie mogę doczekac się czytania...

piątek, 4 października 2019

Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu




Wczoraj wróciłam z pięknego Poznania. Nie była to wycieczka turystyczna, ale znalazłam chwilę żeby zwiedzić Muzeum Sztuk Użytkowych (oddział Muzeum Narodowego w Poznaniu), gdzie znajduje się ciekawa kolekcja ceramiki i szkła, czyli tego co mnie najbardziej interesuje.


Muzeum mieści się w samym centrum miasta, niedaleko Rynku, w zamku na Górze Przemysła. Jest znakomicie zorganizowane, ekspozycje są multimedialne i ciekawie zaaranżowane. 



Może ilość eksponatów nie jest bardzo duża, ale jest to zespół przedmiotów dobranych w bardzo przemyślany sposób, przedmiotów reprezentatywnych dla danej epoki i najlepszych w swojej klasie. I powiem szczerze, ograniczona ilość rzeczy, pozwala lepiej skupić się na ich oglądaniu, dostrzegamy szczegóły, czytamy opisy i więcej zapamiętujemy.
Nie będę rozpisywała się dokładnie o strukturze i podziale muzeum, wspomnę krótko o tym co najbardziej mi się podobało, zaskoczyło, urzekło. Sądzę, że do zwiedzania najlepiej zachęcą Was fotografie.

Zwiedzanie zaczyna się podziemnym skarbcu, gdzie eksponowany jest zbiór biżuterii, szczególnie z okresu XIX wieku czyli mojej ulubionej. Najbardziej zachwyciły mnie wiktoriańskie kolczyki.




Następnie zwiedzanie zorganizowane jest według epok historycznych. Napier więc średniowiecze, a potem renesans ze swoimi wspaniałymi majolikami.


Włoska solniczka majolikowa z końca XVI wieku.

Następne sale to wiek XVIII i XIX, czyli czasy w których porcelana była cenna niczym złoto. W muzeum znajduje się dość pokaźny zbiór przedmiotów z porcelany i są to prawdziwe "szlagiery". Przede wszystkim elementy miśnieńskiego serwisu łabędziego oraz wspaniała, modna w XVIII wieku, dekoracja środka stołu (surtout de table) z lustrzaną taflą, zestawem figurek i fantastyczną galeryjką z porcelanowymi wazonami.

Elementy serwisu łabędziego.




Jeszcze kilka zdjęć ekspozycji w tej sali, między innymi ściana z porcelaną zaaranżowana w taki sposób, żeby przypominała wystrój tzw. gabinetów porcelanowych.



Dużą część ekspozycji to przedmioty z wieku XIX - porcelana, zegary, biżuteria, srebra. 






Najbardziej ucieszył mnie korecki talerz z otokiem dębiny z lat 20. XIX wieku. Pisałam o nim niedawno artykuł i bardzo mnie wzruszył jego widok. Jest po prostu piękny! Nie wiedziałam, że element tego znanego polskiego serwisu znajduje się w zbiorach poznańskich.



Wiek XX to eksponaty najbardziej charakterystyczne dla danych nurtów. Secesja to na przykład filiżanka ze słynnego serwisu "Donatello", który to wzór rozpoczął się okres prosperity dla fabryki Philipa Rosenthala. Art deco reprezentują m.in. projekty Juli Keilowej, Bogdana Wendorfa ("Kula") czy szkło z hut "Hortensja" i "Niemen". Warto też zobaczyć salę z polską sztuką użytkową z lat 50. i 60. To przede wszystkim, wracające na salony figurki i słynne serwisy porcelanowe (głównie wyroby ćmielowskie).






Oczywiście wybór eksponatów jakie pokazałam jest zupełnie subiektywny. Sądzę jednak, że każdy, kto interesuje się sztuką użytkową znajdzie coś ciekawego dla siebie. Polecam.

czwartek, 8 sierpnia 2019

Chleb z kaszy gryczanej - dla serca



Podam Wam dziś przepis na smaczny i zdrowy chleb z kaszy gryczanej. Przepis zdradziła mi koleżanka, a jest tak prosty, że nawet go nie zapisywałam. Upieczenie go wymaga jedynie odpowiedniego rozplanowania czynności, bowiem, mimo, że chleb "robi się sam" potrzebuje na to trzech dni.



Dzień 1, rano.
Potrzebujemy 2 i 1/2 szklanki niepalonej (białej) kaszy gryczanej, które płuczemy dokładnie wodą i zalewamy 3 szklankami wody. Użyłam kaszy z torebki - na 2 i 1/2 szklanki potrzeba ich cztery + około 2 łyżki.




Tak zalaną kaszę, przykrywamy ściereczką i zostawiamy na dwie doby.

Dzień 2
Mija spokojnie, nie martwimy się o nasz chleb, cichutko "robi się sam".

Dzień 3, rano.
Miksujemy kaszę z wodą. Ma powstać ziarnista papka o konsystencji śmietany.


Dodajemy łyżeczkę soli i szklankę ziaren - takich jakie lubimy. Można też dosypać odrobinę żurawiny lub owoców goji.


Całość mieszamy delikatnie i przekładamy do foremki. Powinna to być średnia keksówka, ale jak widzicie na zdjęciach użyłam silikonowej formy w kształcie serca - którą podarowała mi kilka dni temu przyjaciółka i strasznie mnie korciło, żeby ją wypróbować. Formę, obojętnie jakiej użyjecie, trzeba wysmarować tłuszczem (użyłam masła) i obsypać płatkami owsianymi.





Ciasto posypałam dla dekoracji czarnuszką, ale możecie użyć innych nasion, np. maku czy słonecznika.
Następnie foremkę włożyłam do zimnego piekarnika, zamknęłam go i poszłam do pracy.


Dzień 3, wieczorem.
Wieczorem otworzyłam piekarnik. Ciasto podrosło i było gotowe do upieczenia. Nie spodziewajcie się jednak, że chleb urośnie jak na drożdżach, wyjdzie płaski, ale miękki i smaczny. 
Nie wyjmując chleba z piekarnika, zamknęłam drzwiczki i nastawiłam temperaturę na 180 stopni Celsjusza z termoobiegiem. Po pół godzinie wyłączyłam termoobieg i przez następne 45 minut chleb piekł się normalnie. Po tym czasie wyjęłam chleb z formy i umieściłam bezpośrednio na kratce - chciałam, żeby osuszył się wilgotny spód i powstała z każdej strony chrupiąca skórka. Tak "osuszałam" go jeszcze we włączonym piekarniku 15 minut. Potem go wyłączyłam, leciutko uchyliłam drzwiczki i czekałam aż chleb powoli ostygnie. 
W sumie chleb ma się piec półtorej godziny. 
Polecam, upieczcie go, bo choć nie wygląda spektakularnie jest bardzo smaczny i rzeczywiście zdrowy. A tych, którzy nie przepadają za smakiem gryczanej kaszy informuję, że wcale, a wcale jej nie czuć.
Smacznego!