czwartek, 20 kwietnia 2017

Cukiernice





Postanowiłam osłodzić Wam trochę tę wiosenną zimę i napisać coś o cukrze, a właściwie o cukiernicach.

Ich historia w Europie jest tak długa jak tradycja picia herbaty i kawy (XVII wiek), bo cukier jest do tych napojów obowiązkowy, a więc i cukiernice znajdowały się obok filiżanek i dzbanków w każdym porcelanowym czy srebrnym serwisie. 



Pierwsze cukiernice nie miały nawet pokrywki, były po prostu miseczkami (na obrazie powyżej widać w takiej kostki cukru i szczypczyki). Tu zaznaczam, że cukier nie był wtedy, jak dziś, w postaci sypkiej, ale nabywało się go w tzw. głowach, czyli stożkach, z których trzeba było dopiero go nakruszyć i utłuc. Stąd też jeszcze i czasem dziś do nabierania cukru z cukierniczki służą szczypczyki a nie łyżeczka (często w formie dłoni albo łapek zwierzęcych z pazurkami). Łyżeczka tak na prawdę zaczęła być powszechnie stosowana dopiero po II wojnie światowej. W XVIII wieku cukiernice przyjmowały rozmaite, rozbudowane formy. Często przypominały kształtem gruszkę i miały dziurkowane pokrywki.


Przez cały wiek XIX ustalały się ostateczne formy cukiernic, czyli takie, które znamy dziś. 


Ze względu na bryłkowatą formę cukru (taka była jeszcze przed II wojną światową) prawidłowa cukiernica nie powinna posiadać dziurki na łyżeczkę, bo cukier wyjmowało się z niej szczypczykami. Taką dziurkę mają natomiast pojemniki na konfitury i miód, które często są z cukiernicami mylone.

 
W dawnych serwisach cukiernica jest dość duża, czasem nawet większa niż mlecznik. 



Dziś stosujemy przeważnie cukiernice przeznaczone na sześć osób, ale można spotkać większe 12-osobowe oraz całkiem malutkie dla dwojga.
 


Jeszcze w XIX wieku cukier był produktem dosyć drogim i luksusowym. Dlatego popularne były cukiernice srebrne i platerowe, bo miały tę zaletę, że można było w wieczku zamontować zamek na kluczyk. Skrzętnie strzegła go potem gospodyni albo i sama pani domu.

Pisze o tym Kazimierz Chłędowski w „Pamiętnikach”:

Od czasu do czasu bywałem u p. Kazimierza Grocholskiego, prezesa Koła [Polskiego] […] Gdy go się zastało przy herbacie, mniej więcej zawsze powtarzała się ta sama ceremonia. „Może się pan napije herbaty…” – pytał gospodarz. „Uprzejmie dziękuję, już jestem po śniadaniu albo po podwieczorku”. „Nie przymuszam” – odpowiadał Grocholski, zamykał na kluczyk cukiernicę i chował go do kieszeni. Grocholski niesłychanie był oszczędny…


Jeśli nie eksponujemy cukiernicy na stole czy komodzie to prawidłowe przechowywanie cukiernicy z pokrywką wygląda tak jak na zdjęciu poniżej, czyli pokrywkę odwracamy do góry nogami - będzie bezpieczniejsza.



Na koniec ciekawostka z historii:



Jan Potocki [autor „Rękopisu znalezionego w Saragossie”] nie rezydował w Łańcucie, lecz mieszkał w swych dobrach w Uładówce na Podolu. Jak się zdaje powodem jego głębokiej depresji były wstrętne rządy cara, koniec i rozbiór Polski i w roku 1825 popełnił on samobójstwo. Ciekawym szczegółem tego samobójstwa było to, że w braku kuli oderwał srebrną dekorację od cukierniczki, otoczył ją w prochu i naładował do pistoletu, którym dokonał samobójstwa.

(„Pan na Łańcucie. Pamiętnik hrabiego Potockiego”, tłumaczenie z wersji francuskiej Jadwigi Kieszkowskiej-Kotzowej, maszynopis)



Inny pamiętnikarz Eugeniusz Skrodzki-Wielisław w książce „Wieczory piątkowe” dodaje, że najpierw przez trzy tygodnie podpiłowywał tę kulkę i obiecał sobie, że jeśli nie zmieści się do lufy to odejdzie od zamiaru popełnienia samobójstwa w ogóle. Niestety pasowała i to jak się okazuje idealnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz