Zakup nowego mebla zawsze wywołuje w
domu poruszenie. Do nowej rzeczy trzeba się przyzwyczaić, udomowić ją i przyjąć
mentalnie „na stan inwentarza”. Mnie, przy okazji wizyty z przyjaciółmi u
zaprzyjaźnionego antykwariusza, trafiła się piękna neoklasycystyczna (a może po prostu eklektyczna?) szafa.
Oczywiście wcale nie planowaliśmy zakupu takiego mebla, ale ten konkretny
egzemplarz uwiódł nas swoją dekoracją i wdziękiem, i nie ukrywam, że niską, jak
na taki mebel ceną. Mnie najbardziej podobają się rzeźbione dekoracje - sama
wykonałam w zamierzchłej przeszłości, jako uczennica liceum plastycznego, kilka
rzeźb w drewnie, więc wiem ile pracy i jak wprawnej ręki potrzeba żeby stworzyć
takie cuda. A te cuda są wyjątkowo precyzyjne i subtelne, choć mebel ma trochę
z XIX-wiecznej, mieszczańskiej, kajzerowskiej stateczności i ciężkości.
Szafa stanęła na razie w sypialni, w
sąsiedztwie toaletki art Deco i innych, mniej zacnych, mebelków, które
natychmiast zdetronizowała.
To pomieszanie stylów w rzeźbieniach
(delikatne liście akantu, rokokowe wstęgi, empirowe wieńce laurowe i draperie,
korynckie kapitele) tworzą w sumie bardzo ładną i subtelną dekorację, której zwieńczeniem
jest medalion z inicjałem H – być może to pierwsza litera nazwiska tego, który
w 1903 roku szafę zamówił.
Nie znam dokładnie dziejów tego mebla, wiem tylko,
że przyjechał z Wiednia, a od września 2017 roku, jest już tylko mój – i teraz ja
piszę jego historię.
bardzo okazała rzecz z duszą, skrzypi??? :)
OdpowiedzUsuń:) Nie, a szkoda, bo byłoby się czego w nocy bać.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń