wtorek, 12 grudnia 2017

Jak przechowywać pojedyncze sztućce






Każdy ma w domu jakieś pojedyncze, zdekompletowane sztućce - mniej lub bardziej cenne, pozostałości po dziadkach i ciociach. Czasem używamy ich „od wielkiego dzwonu”, a czasem po prostu są, i natykamy się na nie od czasu do czasu, przy okazji przedświątecznych porządków. Wywołują wtedy delikatny uśmiech i wspomnienia...

Patrząc na nie zastanawiamy się gdzie je schować, żeby się nie poniszczyły. Dumamy, aż w końcu wrzucamy je z powrotem na dno szuflady z myślą: zajmę się tym następnym razem. U mnie tych „następnych razów” było już sporo, a że zauważyłam, że sztućce zaczynają si e o siebie rysować i tracić blask, postanowiłam w końcu temu zaradzić. 



Wymyśliłam uszycie odpowiednich, prostych, ale genialnych etui, w których każda sztuka będzie bezpieczna i „szczęśliwa” i przetrwa następne lata w dobrym stanie.



Potrzebujemy tylko kawałków filcu wielkości kartki A3, tasiemki, nożyczek, igły i nici.
Kładziemy jeden filc na drugi i zeszywamy dół oraz brzegi, ale tylko do połowy węższego brzegu. Uszyłam to bardzo prostym ściegiem fastrygowym, podwójną nitką w kolorze czerwonym - po to żebyście mogli zobaczyć jak idzie szef. Sami zróbcie to nitką dobraną odcieniem do filcu.




Następnie ułożyłam sztućce, które chcę w etui przechowywać i szpilkami zaznaczyłam szerokość kieszonek.






Przeszyłam kieszonki, a z boku, pomiędzy dwie części filcu, wszyłam spory kawałek tasiemki - musi być odpowiednio długa, żeby owinąć nią etui co najmniej dwa razy. Wszystkie szwy starałam się zakańczać wewnątrz, tak żeby nie było ich widać.






Zostaje tylko włożyć sztućce do kieszonek (jest okazja je w końcu wypolerować!), zwinąć etui w poręczny pakuneczek i gotowe. Na fotografii widzicie dwa etui, bo jak zaczęłam szycie okazało się, że pojedynczych sztućców mam więcej niż sądziłam. W tle ozdobna skrzynka na wino, do której moje pakuneczki trafią, by czuć się całkowicie bezpiecznie.
Teraz, szczęśliwe mieszkają obok siebie, amerykański nóż do sera wyszperany na giełdzie staroci, nóż do ryby „jeszcze ze Wschodu”, widelec „po Stefanie”, łyżki kupione w Desie u pana Henryka, noże po babci Helenie, łyżeczki po ciotce Honoracie i jeszcze kilka innych, których proweniencja jest mi nieznana, ale od zawsze w domu były.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz