Cafe Imperial w przedwojennym Lwowie
W szufladzie starego kuchennego
stołu (tej zapomnianej, z największymi skarbami z przeszłości) w domu mojej
cioci Krysi znalazłam ciekawy przedmiot – zaparzacz do herbaty w formie
podwójnej łyżeczki. Przedmiot nietypowy, ale nie unikatowy. Mnie zainteresował
jednak nie on sam, ale napis na trzonku tej niby-łyżeczki: Cafe Imperial. Zapewne ciocia
Krysia zupełnie zapomniała o istnieniu tego przedmiotu, bo na moje pytanie: skąd to jest? Podniosła brwi i
powiedziała: …a to ze Lwowa, po Stefanie...
– Stefan to przyjaciel jej siostry, czyli cioci Janki.
Ze Lwowa…, Cafe Imperial… intuicja podpowiedziała mi, że warto poszukać czegoś
na ten temat. Kawiarnie o nazwie Imperial
funkcjonowały w wielu miastach przedwojennej Polski. Przeszukałam dostępną literaturę
i znalazłam informacje dotyczące Cafe
Imperial funkcjonującej przed wojną we Lwowie. Mieściła się przy Wałach
Hetmańskich (jako jedna z pięciu w tym rejonie) przy ul. Legionów 5.
![]() |
Wały Hetmańskie we Lwowie, ilustracja z książki "Dwudziestolecie międzywojenne" T. 9 Sławomira Kopera |
Lwowiak
Józef Mayen (1896-1987) tak pisze o niej w artykule „Gawędy o lwowskich
kawiarniach” drukowanym w dniach 18 czerwca – 4 lipca 1934 roku w żydowskiej
gazecie „Chwila” (wydawana po polsku):
I teraz rozpoczyna się życie w pobliskim
"Imperialu". Ale interesując się tym razem lwowskim życiem
kawiarnianym tylko w jego czystej, "klasycznej" formie, zwiedziłem to
przedziwne przedsiębiorstwo w porze południowej. Reprezentacyjna sala
dancingowa i inne "nocne" ubikacje śpią. Z wąskiego przedpokoiku na
pierwszym piętrze wchodzi się do dwóch frontowych sal "dziennych".
Szara, skrzypiąca, rozluźniona podłoga ugina się pod stopami. Ciemne, ponure tapety:
niskie, zszarzałe od dymu sufity. Całość przedstawia - oględnie mówiąc - szczyt
bezpretensjonalności. Wrażenie jest trochę koszmarne. Prostota umeblowania -
prawie więzienna - Gospodarz, dbając przede wszystkim o ruch w dancingu, całą
swą pieczołowitość poświęcił wyłącznie nocnej stronie interesu. Toteż w dzień
powszedni pusto w głównej sali, jak w zbiorowej celi więzienia, z której
dopiero co odtransportowano klientów do obozu izolacyjnego. […]
Tylko w niedzielne południe "Imperial"
zapełnia się. Pełno już na ulicy przed domem i w szerokiej bramie wjazdowej.
Wbrew tablicy, obwieszczającej, że "zatrzymywanie się i spacerowanie w
bramie policyjnie wzbronione", tłoczy się tłum wyrostków i podlotków,
niedzielnych bon vivantów i ich przyjaciółek; wystają pod ścianami i przechadzają
się tam i z powrotem. Spokojnie przekraczają srogi zakaz policyjny, gdyż z
wiszącego w głębi bramy głośnika rozbrzmiewa uspakajające zapewnienie:
"Miłość ci wszystko wybaczy...". Ale te pełne wyrozumiałości słowa
nie płyną bynajmniej z duszy kostycznego gospodarza "Imperialu", lecz
z sali kina, mieszczącego się w podwórzu. A publiczka, spacerująca w bramie,
nie jest bynajmniej publicznością "Imperialu" - o, nie. Niedzielna
jego publiczność niepodobna jest do tej niedzielnej publiczki kinowej, tak jak
niepodobna jest do publiczności żadnej innej z lwowskich kawiarń. Z całych
Wałów, z całego Lwowa, ba, z całego Podkarpacia i Karpat schodzi i zjeżdża się
do "Imperialu" w każdą niedzielę całkiem specjalne towarzystwo:
dyrektorzy firm drzewnych, właściciele tartaków, "manipulanci" leśni,
"brakarze" - ludzie z miasta, ludzie z prowincjonalnych miasteczek,
ludzie z głębi lasów: wytworni biznesmeni, pośrednicy w chałatach, leśnicy w
strzeleckich "kostiumach" i "placmajstrzy" w pryczezach. To
giełda drzewna. "Imperiał" jest bowiem za dnia, zwłaszcza w
niedzielę, wyłącznie lokalem branży drzewnej, specyficzną kawiarnią
"branżową".
Prawdopodobnie, więc herbatą zaparzoną w tym urządzonku raczyli się jacyś
handlarze drewnem, omawiając przy niej swoje mniej lub bardziej legalne
interesa. Ciekawe tylko, w jaki sposób trafiła ona do rodziny wujka Stefana. Tego
niestety już się nie dowiem, bo i wujek Stefan, i ciocia Janka już dawno nie
żyją, a ciocia Krysia nic więcej nie wie. Mogę jednak dzięki tej łyżeczce dziś
poczuć się troszeczkę jak w przedwojennej lwowskiej kawiarni Imperial.
Wyczyściłam zaparzacz, jest posrebrzany wiec poradził sobie z tym
świetnie płyn do czyszczenia sreber. Rozpoznałam też znak producenta – to wyrób
niemieckiej filmy Wellner, założonej w roku 1850. Była ona największym
producentem metalowych i posrebrzanych naczyń i sztućców. Numer 102 wewnątrz,
to numer modelu wyrobu.
Ciocia pokazała mi jeszcze jedną rzecz ze Lwowa - przedwojenny serwetnik.
To przedmiot bardzo typowy dla okresu międzywojennego. Znajdował się w każdej
kawiarni i cukierni. Popularność zawdzięcza pojawieniu się na rynku i
rozpowszechnieniu papierowych serwetek jednorazowych do ust. Dziś to dla nas
oczywiste elementy stołu, ale jeszcze wiek temu to była prawdziwa nowość i
rewolucja.
Łyżeczce wrócił dawny blask, a ja poczułam klimat z dawnych lat i
zrobiłam sobie pyszną herbatę „po lwowsku”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz