czwartek, 7 lipca 2016

Cafe Imperial w przedwojennym Lwowie



Cafe Imperial w przedwojennym Lwowie


W szufladzie starego kuchennego stołu (tej zapomnianej, z największymi skarbami z przeszłości) w domu mojej cioci Krysi znalazłam ciekawy przedmiot – zaparzacz do herbaty w formie podwójnej łyżeczki. Przedmiot nietypowy, ale nie unikatowy. Mnie zainteresował jednak nie on sam, ale napis na trzonku tej niby-łyżeczki: Cafe Imperial.  Zapewne ciocia Krysia zupełnie zapomniała o istnieniu tego przedmiotu, bo na moje pytanie: skąd to jest? Podniosła brwi i powiedziała: …a to ze Lwowa, po Stefanie... – Stefan to przyjaciel jej siostry, czyli cioci Janki.




Ze Lwowa…, Cafe Imperial… intuicja podpowiedziała mi, że warto poszukać czegoś na ten temat. Kawiarnie o nazwie Imperial funkcjonowały w wielu miastach przedwojennej Polski. Przeszukałam dostępną literaturę i znalazłam informacje dotyczące Cafe Imperial funkcjonującej przed wojną we Lwowie. Mieściła się przy Wałach Hetmańskich (jako jedna z pięciu w tym rejonie) przy ul. Legionów 5. 
 
Wały Hetmańskie we Lwowie, ilustracja z książki "Dwudziestolecie międzywojenne" T. 9 Sławomira Kopera
Lwowiak Józef Mayen (1896-1987) tak pisze o niej w artykule „Gawędy o lwowskich kawiarniach” drukowanym w dniach 18 czerwca – 4 lipca 1934 roku w żydowskiej gazecie „Chwila” (wydawana po polsku):

I teraz rozpoczyna się życie w pobliskim "Imperialu". Ale interesując się tym razem lwowskim życiem kawiarnianym tylko w jego czystej, "klasycznej" formie, zwiedziłem to przedziwne przedsiębiorstwo w porze południowej. Reprezentacyjna sala dancingowa i inne "nocne" ubikacje śpią. Z wąskiego przedpokoiku na pierwszym piętrze wchodzi się do dwóch frontowych sal "dziennych". Szara, skrzypiąca, rozluźniona podłoga ugina się pod stopami. Ciemne, ponure tapety: niskie, zszarzałe od dymu sufity. Całość przedstawia - oględnie mówiąc - szczyt bezpretensjonalności. Wrażenie jest trochę koszmarne. Prostota umeblowania - prawie więzienna - Gospodarz, dbając przede wszystkim o ruch w dancingu, całą swą pieczołowitość poświęcił wyłącznie nocnej stronie interesu. Toteż w dzień powszedni pusto w głównej sali, jak w zbiorowej celi więzienia, z której dopiero co odtransportowano klientów do obozu izolacyjnego. […]

Tylko w niedzielne południe "Imperial" zapełnia się. Pełno już na ulicy przed domem i w szerokiej bramie wjazdowej. Wbrew tablicy, obwieszczającej, że "zatrzymywanie się i spacerowanie w bramie policyjnie wzbronione", tłoczy się tłum wyrostków i podlotków, niedzielnych bon vivantów i ich przyjaciółek; wystają pod ścianami i przechadzają się tam i z powrotem. Spokojnie przekraczają srogi zakaz policyjny, gdyż z wiszącego w głębi bramy głośnika rozbrzmiewa uspakajające zapewnienie: "Miłość ci wszystko wybaczy...". Ale te pełne wyrozumiałości słowa nie płyną bynajmniej z duszy kostycznego gospodarza "Imperialu", lecz z sali kina, mieszczącego się w podwórzu. A publiczka, spacerująca w bramie, nie jest bynajmniej publicznością "Imperialu" - o, nie. Niedzielna jego publiczność niepodobna jest do tej niedzielnej publiczki kinowej, tak jak niepodobna jest do publiczności żadnej innej z lwowskich kawiarń. Z całych Wałów, z całego Lwowa, ba, z całego Podkarpacia i Karpat schodzi i zjeżdża się do "Imperialu" w każdą niedzielę całkiem specjalne towarzystwo: dyrektorzy firm drzewnych, właściciele tartaków, "manipulanci" leśni, "brakarze" - ludzie z miasta, ludzie z prowincjonalnych miasteczek, ludzie z głębi lasów: wytworni biznesmeni, pośrednicy w chałatach, leśnicy w strzeleckich "kostiumach" i "placmajstrzy" w pryczezach. To giełda drzewna. "Imperiał" jest bowiem za dnia, zwłaszcza w niedzielę, wyłącznie lokalem branży drzewnej, specyficzną kawiarnią "branżową".

Prawdopodobnie, więc herbatą zaparzoną w tym urządzonku raczyli się jacyś handlarze drewnem, omawiając przy niej swoje mniej lub bardziej legalne interesa. Ciekawe tylko, w jaki sposób trafiła ona do rodziny wujka Stefana. Tego niestety już się nie dowiem, bo i wujek Stefan, i ciocia Janka już dawno nie żyją, a ciocia Krysia nic więcej nie wie. Mogę jednak dzięki tej łyżeczce dziś poczuć się troszeczkę jak w przedwojennej lwowskiej kawiarni Imperial.






Wyczyściłam zaparzacz, jest posrebrzany wiec poradził sobie z tym świetnie płyn do czyszczenia sreber. Rozpoznałam też znak producenta – to wyrób niemieckiej filmy Wellner, założonej w roku 1850. Była ona największym producentem metalowych i posrebrzanych naczyń i sztućców. Numer 102 wewnątrz, to numer modelu wyrobu. 





Ciocia pokazała mi jeszcze jedną rzecz ze Lwowa - przedwojenny serwetnik. To przedmiot bardzo typowy dla okresu międzywojennego. Znajdował się w każdej kawiarni i cukierni. Popularność zawdzięcza pojawieniu się na rynku i rozpowszechnieniu papierowych serwetek jednorazowych do ust. Dziś to dla nas oczywiste elementy stołu, ale jeszcze wiek temu to była prawdziwa nowość i rewolucja.

Łyżeczce wrócił dawny blask, a ja poczułam klimat z dawnych lat i zrobiłam sobie pyszną herbatę „po lwowsku”. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz