piątek, 16 grudnia 2016

Świąteczne hafty krzyżykowe





Chciałam zrobić ten wpis o wiele wcześniej, jeszcze w październiku, i zachęcić Was do wydziergania sobie jakiegoś świątecznego haftu. Niestety praca szła mi bardzo opornie, ciągle brakowało czasu. Okazało się w rezultacie, że „ten, co radzi nie poradził”. Dziś pozostaje mi tylko zaprezentować to, co tak męczyłam przez ostatnie dwa miesiące, a w ramach zadośćuczynienia napiszę coś niecoś o hafcie krzyżykowym. 







Haft krzyżykowy praktykowany był od stuleci - nie był to ścieg skomplikowany, a jedynie wymagający cierpliwości i czasu. W XVII wieku techniką tą wykonywano misterne obicia foteli i kanap oraz makaty ścienne. Najbardziej popularny stał się w okresie biedermeieru (1815-1848). Wówczas opuścił mury zakładów, gdzie zajmowały się nim zawodowe hafciarki i trafił, no może nie pod strzechy, ale do mieszczańskich domów i szlacheckich dworków. Stał się obowiązkowym zajęciem kobiecym. Wytwarzano nawet w tym celu specjalne małe stoliki z otwieranymi balatami, zwane niciakami, gdzie pani domu chowała swoją robótkę, trzymała nici i przyrządy do szycia i wyszywania. Haftowania uczyła się obowiązkowo każda szanująca się panna na wydaniu (niekiedy talentu brakowało, dlatego zdarzają się prawie abstrakcyjne, powykrzywiane bukiety, niekształtne jabłka w kształcie melonów i poszarpane jak wiosenne górskie strumienie wstążki). Najpopularniejsze wówczas motywy to: centralnie zakomponowane bukiety naturalistycznych kwiatów w koszach, klasycystyczne alegorie, patriotyczne emblematy, sentymentalne sceny figuralne.

Mój haft ma niewiele wspólnego z wzorami biedermeierowskimi. Brak mu ideologicznej wymowy, ale jest sympatyczny i prawie elegancki. Korzystałam z wzoru zamieszczonego we włoskim piśmie „Le idee di Susanna” („Pomysły Suzany”) z grudnia 2011 roku. Bardzo tą gazetkę polecam. Można ją kupić w Empiku, ale ukazuje się tylko po włosku i jest dość droga. Trudno, jednak czasem skusić się warto.


W oryginalnym wzorze kółkami girland podtrzymywanymi przez aniołki ozdobiony był cały obrus. Kilka lat temu wyhaftowała go moja siostra przyjaciółce, jako prezent ślubny, i zrobiła to w sześć tygodni! (Nie wiem jak zdążyła!) Ja odważyłam się tylko na dwie serwetki pod talerz plus dodatkowa do wyścielenia np. kosza na chleb (został mi dość kształtny kawałek płótna).

Poniższe zdjęcia pokazują etapy mojej żółwiej pracy. 






Brzegi serwetek wykończyłam sposobem mojej babci Weroniki, która tak „na frędzelki” ozdabiała wiele swoich haftów. Metoda ta polega na obszyciu paskiem ściegu krzyżykowego brzegu tkaniny, a potem wysnuciu wystających, luźnych nitek. Zrobiłam to tak, żeby nie było widać gdzie jest ten ścieg, ale można zrobić to nitką kontrastującą (tak jak na próbce na fotografii).



Na koniec coś do poczytania o hafcie krzyżykowym: zabawna scenka ze wspomnień Zofii Starowieyskiej-Morstinowej pt. „Dom” (autorka jest potomkinią właścicieli Bratkówki k. Krosna i o Bratkówce pisze, rzeczy dzieją się na przełomie XIX i XX wieku)

Ale pani Zabielska [matka pana Stanisława Starowieyskiego, ojca autorki], osoba porządna aż do pedanterii, nie uważała, by w chwili śmierci [swojej] należało zapominać o rzeczach drobnych. I tak pewnego dnia zawołała Basię Szubińską, osiemnastoletnią siostrę pani Emilii, i w tonie raczej surowym – bo tak zwykle do ludzi mówiła – prosiła ją, a raczej poleciła jej, by skończyła haftować szarą serwetę na stół. Ona już nie dokończy, tłumaczyła przerażonej Basi, a nie cierpi, jak roboty zostają nieskończone.

- Tylko uważaj, żeby krzyżyki szły wszystkie w tę samą stronę – dodała jeszcze surowej, niemal groźnie. A gdy Basia zaczęła coś bąkać, że przecież ona sama, gdy wyzdrowieje – pani Zabielska przerwała jej krótko:

- Wiem, co mówię: serwetę skończysz. Ale nie jesteś porządna i zawsze krzyżyki mylisz. Więc tym razem dopilnuj ich.

Basia oczywiście sumiennie wypełniła polecenie. Były to chyba jedyne krzyżyki, jakie w swym życiu stawiała w jednym i tym samym kierunku, może w ogóle jedyne, jakie kiedykolwiek wyhaftowała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz