środa, 20 kwietnia 2016

Sasanki



Sasanki

Trwa waśnie sezon na sasanki. Teraz uprawiamy je już tylko w naszych ogrodach, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu można było spotkać obficie kwitnące kobierce sasanek w lasach całego kraju. Pięknie pisał o nich Jarosław Iwaszkiewicz w zbiorze opowiadań "Ogrody". Kwiaty stały tu się pretekstem do nostalgicznych wspomnień i powrotu do świata szczęśliwego dzieciństwa.


Od dawna wszystkim piszącym wiadomo, że istnieją pewne słowa-klucze. Przeczytanie ich czy posłyszenie otwiera całą kaskadę przeżyć. Kto wie, czy to smak owego ciastka zwanego madeleine otworzył przed Proustem gigantyczną przepaść czasu. Mnie się zdaje że to raczej słowo samo „madeleine”, wypowiedziane w tamtej chwili, przełamało tam wspomnień.

Niedawno przeżyłem dziwną przygodę. Przeczytałem słowo „sny” w dziwnej konfiguracji. „Liliowe sny w małych dzbanuszkach stojące na oknie”. Był to błąd tłumacza. Po rosyjsku słowo „son” oznacza sasankę, liliowy kwiat, obrośnięty futerkiem, który w wielkiej obfitości zarastał w czasach mojej młodości, tak samo jak w czasach Wiktora Niekrasowa, podkijowskie lasy, i zapewne do dziś zakwita tam na wiosnę. Zwłaszcza obficie można było się obłowić w dawnych czasach sasankami w lasach Puszczy Wodicy. Jeszcze polowań tych nie ograniczały zakazy, zapobiegające kompletnemu wyniszczeniu sasanek – jakie nastąpiło na przykład w lasach podwarszawskich – i przywoziło się całe wielkie bukiety tych kwiatów do domu, a że rzeczywiście miały one króciutkie szypułki umieszczało się je albo w niskich wazonikach, albo po prostu w głębokich talerzach.




[…]

Chodziliśmy długo po lesie i zbierali te sasanki. Są piękne, dorodne, wewnątrz ciemniejsze i ozdobione koroną pręcików, na zewnątrz jak zwierzątka obrośnięte futerkiem, podobne do myszy z liliowym pyszczkiem.

[,,,]

- Po deszczu zaraz zakwitną anemony – powiedział Staś.

- Tak, ale nam potrzebne kwiaty zaraz. Jutro nie będzie czasu na zbieranie. [miał odbyć się ślub Lisy i Kazia] Zresztą te „sny” – Roman użył rosyjskiej nazwy – nie będą źle wyglądały w niskich kieliszkach rozstawione po całym stole.

- One na noc się zamkną – powiedziałem.

- tak, ale w dzień się znowu. Ślub jest w samo południe, do stołu siądziemy gdzieś koło drugiej. No, może trochę wcześniej. Sasanki już się wtedy otworzą.
Jarosław Iwaszkiewicz, opowiadanie „Sny”, „Ogrody”, wyd. Czytelnik, Warszawa 1974 





1 komentarz: