Wędzona ryba – zamiast kiełbaski z grilla
Sezon grillowy w pełni, więc nasyciliśmy się
już kiełbaskami i karkówką i powoli na nasze talerze wkrada się nuda… Proponuje
więc, dla odmiany, uwędzić rybę. Będzie inaczej, smaczniej i zdrowiej.
![]() |
Mięso po uwędzeniu jest delikatne, soczyste i pachnące dymem. Nie potrzeba do niego żadnych przypraw |
Potrzebujemy do tego wędzarki do ryb, zwanej w kręgach wytrawnych rybaków
rybokaptiołką - słówko przyswojone z rosyjskiego, bo to rosyjski wynalazek.
Rybokaptiołka to spolszczony zlepek słów: ryba i kopćić, czyli wędzić.
Oprócz samego urządzenia (do kupienia w
Internecie za około 140 zł) potrzebne nam będą odpowiednie wióra, na których
wędzić będziemy nasze ryby. Najlepsze są bukowe albo dębowe. Do niektórych
wędzarek dodają czasem wióry gratis (brzmi trochę dziwnie, ale tak jest). Ja
załatwiłam sobie prawdziwe i pachnące, dębowe wióra - nie z Chin - ale od
polskiego stolarza i z polskiego drewna.
![]() |
Najpierw trzeba rozszyfrować, którą część wędzarki nakłada się na którą. Bez instrukcji nie da rady... |
![]() |
Wiórka trzeba przed wędzeniem zwilżyć wodą, żeby nie paliły się a jedynie dymiły |
![]() |
Do dwóch zbiorniczków wlewamy denaturat i podpalamy |
![]() |
Ryby się wędzą... |
Na całym świecie ryby jadano „od zawsze”.
Egipcjanie, Fenicjanie, Kartagińczycy i inne ludy zajmujące się żeglugą łowiły
ryby podobnie jak Grecy i Rzymianie, którzy konserwowali je w solance. Polska
też słynęła z ryb, i choć nie wszyscy mieli dostęp do tych morskich to
nauczyliśmy się znakomicie przyrządzać ryby rzeczne. Dziś, mimo, że w sklepach
mamy wszytko, nawet najbardziej orientalne produkty, to trochę o rybach
zapominamy. A niektórzy (o zgrozo!) jedzą rybę, czyli karpia, tylko raz w roku na
wigilię.
![]() |
Vinzenzo Campi (1536-1591) "Handlarka rybami" |
W książce
„Sensacje z dawnych lat” Romana Kalety znajdziemy relację kuchmistrza
Lubomirskich z wesela urządzonego w Łańcucie z okazji małżeństwa zawartego 18 września 1661 roku przez
Krystynę Lubomirską z Felicjanem Potockim. Obfitość gatunków ryb i ich ilość
świadczy to tym jak popularne były one w Polsce w XVII wieku:
Ryby na wtorek, bo był post: Szczuk głownych [szczupaków
dość dużych] 100, szczuk podgłównych [mniejszych
rozmiarów] 100, łokietnic [szczupaków
sługich na łokieć, ok. 50 cm] 200,
półmiskowych 300, karpi ćwików 100, misnych [drobniejszych, na potrawę do
misy] 200, półmiskowych 500, karasi
wielkich 1500, okoni wielkich 1500, linów wielkich 500, sokfiszu [suszonych
dorszy] kamieni 10, plajtosów kamieni 3,
najnóg [minogów] bareł 3, łososi
gdańskich 10, fląder kamieni 3, perek [małych śledzi] kamień 1.
Ryby na
środę: Szczuk głownych 60, łokietnic 160, półmiskowych 1000, karpi ćwików 60, karpi
półmiskowych 1200, karasi drobnych kop 12, okoni drobnych kop 12, linów
wielkich kop 40, leszczów kop 24, łososi świeżych 10, roków korcy 10, oleju
kwart 1000.
W książkach kucharskich z XIX i początku XX
wieku znajdziemy mnóstwo przepisów na dania z ryb i to z różnych, dziś mało popularnych
już gatunków. Oczywiście królowały znane nam dziś karpie, pstrągi, śledzie i
łososie, ale szalenie popularne były też liny, szczupaki („Kucharka Litewska”
Wincenty Zawadzkiej podaje aż 18 przepisów na szczupaka!), sielawy, sandacze,
jesiotry, turboty, liny, sigi, karasie i węgorze.
Jeszcze w okresie międzywojennym do podawania
ryb służyły specjalne półmiski. Były one bardzo długie i często ozdobione
motywami ryb właśnie. Można spotkać takie na giełdach ze starociami. Natomiast,
gdy ryba, przeważnie szczupak, była tak duża, że nie mieściła się na żadnym półmisku,
a dobry obyczaj nakazywał podać ją w całości, to wtedy sporządzano drewniane deseczki
dopasowane długością do dania i obszywano je białym płótnem.
Wygląda bardzo aptyecznie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń